Potem Edelman na chwilę wraca opowieścią do czasów współczesnych, profesora Molla i jego pacjentów, takich jak pan Wilczkowski. Był on alpinistą i inżynierem i przed zabiegiem wspominał tatrzański szczyt. Każdy pacjent wracał myślą do innych wspomnień, jakie były dla niego szczególnie istotne. Edelman szczegółowo przywołuje historię trójki pacjentów. Pani Bubnerowa myśli o składaniu piór kulkowych, pan Rudny o nowoczesnych fabrycznych maszynach, a Wilczkowski o górskich wyprawach. Wszyscy czekali na operację z powodu zawału. Bicie ich serc to dla lekarzy prawdziwa radość.
Krall przypomina historię rozmowy Edelmana z kobietą, która odnalazła go kilkanaście lat po wojnie. Była to córka zastępcy komendanta Umschlagplatzu, Lejkina. ŻOB go zamordował. Kobieta próbuje zrozumieć, dlaczego jej ojca zabito. Nie umie zaakceptować reguł, jakimi kierowali się przywódcy powstania w getcie. Jej ojciec miał bowiem innym posłużyć jako przykład. Wspomniane też zostaje żądanie Niemców, którzy chcieli, by każdego dnia dostarczano im dziesięć tysięcy ludzi do transportu. Dzięki temu mieli zaniechać rozwiązania siłowego, przez co przystano na ich warunki.
Krall i Edelman przypominają też, w jakich warunkach został utworzony ŻOB i z jakimi trudami zmagali się jego członkowie od początku istnienia organizacji. Edelman wspomina na przykład o konieczności szmuglowania broni do getta. Broń była towarem deficytowym do tego stopnia, że pewnego dnia Anielewicz zabił Niemca tylko po to, by mu odebrać jego uzbrojenie. Za karę okupanci zastrzelili wiele osób w kamienicy przy ulicy Miłej. Gdy próbowano broń kupować, to miała ona bardzo wysokie ceny.
Dalej Krall przywołuje pomysł Andrzeja Wajdy odnośnie nakręcenia filmu o powstaniu w getcie, Miałyby się tam przeplatać wspomnienia Edelmana z materiałami archiwalnymi, jednak były przywódca powstania oponuje. Uważa, że jeden udzielony przez niego wywiad na ten temat to wystarczająco dużo. Trudno byłoby też pokazać istotne dla powstańców miejsca, bo krajobraz Warszawy wygląda już zupełnie inaczej, na przykład w miejscu śmierci Anielewicza stoją szare bloki. Pojawia się tutaj historia Ludy Blumowej, która musiała spośród sześćdziesięciu uczennic szkoły pielęgniarskiej wybrać zaledwie pięć, którym dała numerki życia.
Następnie Edelman tłumaczy swojej rozmówczyni, dlaczego po wojnie zajął się właśnie medycyną. Miała to być decyzja jego żony. To właśnie ona zapisała go na studia, gdy on był pogrążony w apatii po powrocie do Warszawy. Początkowo podchodził do zajęć, na jakie uczęszczał, raczej obojętnie. Choroba jawiła mu jednak się jako łamigłówka do rozwiązania. Zmiana nastąpiła w nim po pewnym wykładzie. Od tego czasu Edelman jako lekarz za swój obowiązek uważał ratowanie życia pacjentów. Była to też dla niego swoista gra o nich z Panem Bogiem.