Pewnego dnia po prostu obudziłam się w domu rodziców Mikołajka. Na początku byłam w lekkim szoku, spodziewałam się bowiem zobaczyć własny sufit, okno i obrazki zdobiące ściany, jednak po przebudzeniu ujrzałam ich salon. Najwyraźniej stwierdzili, że na kanapie będzie mi się spało wygodniej. Podnosząc się z kanapy, pomyślałam, że niektórzy naprawdę mieli rację, że lektura potrafi wyjątkowo wciągnąć człowieka, zwłaszcza przed snem – stałam się tego żywym przykładem.
Wiedziona zapachem jedzenia skierowałam się do kuchni, gdzie mama Mikołajka przygotowywała śniadanie, tata Mikołajka próbował czytać gazetę, a sam Mikołajek bawił się w kowbojów pomiędzy talerzami, sztućcami i swoim ojcem. Nikt nie zdawał się być zaskoczony moim przybyciem, nalałam więc sobie soku, nałożyłam sobie trochę tostów i dołączyłam do zabawy w kowbojów.
Szybko okazało się, że Mikołajek chce, bym reprezentowała stronę bandytów, co mi się nie podobało, ale Mikołajek zdenerwował się i powiedział:
– Ale to moi kowboje i masz być bandytami, no bo co to ma być, kurczę blade!
W międzyczasie mama Mikołajka wciąż zajmowała się tostami, a tata Mikołajka czytał gazetę, tylko teraz było mu trochę trudniej, bo była ona już poplamiona sokiem pomarańczowym, który wylądował na niej po nieudanym napadzie bandytów na obozowisko kowbojów. Po chwili zasugerował zbolałym tonem zza gazety:
– A może byście tak wyszli na dwór i tam byli kowbojami? – co uznaliśmy za wspaniały pomysł.
Po śniadaniu wyszliśmy pobawić się z innymi znajomymi Mikołajka. Najpierw spotkaliśmy się z Alcestem, który musiał jeszcze szybko wrócić do domu po dodatkowe kanapki i by przebrać koszulkę, na przedzie której widniała ogromna plama z dżemu. Po drodze spotkaliśmy jeszcze Gotfryda, który przebrał się za kosmitę – bo ma bardzo bogatego tatę, który kupuje mu drogie zabawki – Rufusa, Euzebiusza i Joachima. Wybraliśmy się na nieużywany plac niedaleko szkoły, gdzie mieliśmy ustalić, w co zaczniemy się bawić.
Rufus zaproponował zabawę w policjantów i złodziei, ale nie podobało nam się to, bo tylko on miał być policjantem, bo jego tata dał mu gwizdek z kulką. Kiedy zaprotestowaliśmy, Rufus obraził się i odszedł w kąt placu, by samemu bawić się w policjanta, który szuka złodziei i siedział tam, dmuchając w gwizdek. Powiedział też:
– Jeszcze wszyscy będziecie chcieli bawić się w policjantów!
W międzyczasie Gotfryd powiedział, że bawimy się w kosmitów, a skoro on jako jedyny ma kostium, to on będzie kosmitą i będzie nas zjadał. Alcestowi to się nie spodobało, bo widzicie – Alcest lubi zjadać, a nie być zjadanym, pchnął więc Gotfryda, a ten w odpowiedzi wytrącił mu kanapkę z pasztetem z ręki. Alcest zdenerwował się i zaczął się bić z Gotfrydem. Tymczasem Euzebiusz, Joachim, Mikołajek i ja dalej próbowaliśmy wymyślić zabawę, a Rufus dmuchał w gwizdek.
Euzebiusz powiedział, że bawimy się w zapasy, a jak komuś się nie podoba, to da mu w nos. To z kolei mi się nie spodobało, więc powiedziałam Euzebiuszowi, żeby sam sobie dał w nos, na co on się zdenerwował, ale potem przypomniał sobie, że ma na sobie nową koszulkę i nie może się spocić. Euzebiusz zrezygnował więc z zabawy i poszedł obrażony do domu.
W tym momencie na plac zajrzał tata Mikołajka i aż znieruchomiał, gdy zobaczył siedzącego w kącie Rufusa, Alcesta i Gotfryda bijących się oraz Mikołajka i mnie próbujących wytłumaczyć Joachimowi, że teraz jest bandytą i nie powinien biegać wokół nas tylko się ukrywać. Joachim nie chciał tego zrozumieć i robił kolejne kółka, wołając:
– Nie słucham was, jestem szybki jak strzała, nigdy mnie nie złapiecie!
Tata Mikołajka przez chwilę stał i patrzył na nas pustym wzrokiem, a następnie cichutko wycofał się z placu. Tego dnia już go nie zobaczyliśmy, chyba nie wrócił do domu, ale nie wiemy, co było tego powodem.
Patrząc na moich towarzyszy zabaw pomyślałam, że dobrze było przenieść się do tego świata i choć przez chwilę odetchnąć, cieszyć się beztroską dziecięcych zabaw i pobyć chwilę w rzeczywistości, która mimo pozornego chaosu działała na swój doskonale logiczny sposób i w której wszystko było na swoim miejscu.