Wiersze o wiośnie – poezja na pierwsze dni wiosny

Wiersze o wiośnie występują u wielu poetów i poetek polskich, są więc ważną częścią polskiej kultury. Wiersze o wiośnie zarówno chwalą tę piękną porę rozkwitu, jak i zawierają w sobie nieraz nutę nostalgiczności. Wiersze o wiośnie należy czytać po to, by odpowiednio dostroić się do tej pory roku.

Wybór wierszy o wiośnie

Powitanie wiosny – M.Konopnicka

Leci plisz­ka
spod ka­mycz­ka:
– Ja się ma­cie dzie­ci!
Już przy­by­ła
wio­sna miła,
już sło­necz­ko świe­ci!

Po­szły rze­ki w
świat da­le­ki,
pły­ną het – do mo­rza;
A ja śpie­wam,
a ja lecę,
gdzie ta ran­na zo­rza!

Wiosna – B.Leśmian

Mło­de jesz­cze ga­łę­zie tężą się po­krót­ce
W zie­lo­nej, pniom dla zna­ku przy­da­nej ob­wód­ce.
Kwia­ty, kształt swój pół­sen­nie zga­du­jąc za­wcza­su,
Ni­kłym pą­kiem wkra­cza­ją w nie­zna­ną głąb lasu.
W dali — po­strach na wró­ble prze­sad­nie rę­ka­ty
Z ze­szło­rocz­nym roz­pę­dem chy­li się we świa­ty,
Jak­by chciał paść w ra­mio­na po­bli­skiej cier­piał­ki,
Co na­prze­ciw cień w skró­cie rzu­ca w pia­sek miał­ki
W ob­ło­ku — ob­łok dru­gi na­pu­szy­ście pło­nie.
Wró­bel łeb za­prze­pasz­cza w swych skrzy­deł osło­nie,
Jakg­dy­by na­słu­chi­wał, co mu dzwo­ni w ser­cu?
Świat, zda się, dziś nam na­stał, a na pola szczer­cu,
Gdzie zie­leń swym wy­ro­jem omgli­ła roz­ło­gi,
Bo­cian, pod pro­stym ką­tem za­ła­mu­jąc nogi
I dziób dzier­żąc wzdłuż pier­si do­god­nie, jak cy­buch,
Kro­czy do­ni­kąd, w słoń­ca za­pa­trzo­ny wy­buch,
Co skrzy się, że go okiem zgar­nąć nie­po­dob­na,
We wszyst­kich ro­sach na­raz i w każ­dej zo­sob­na.

Wiosna – B.Leśmian

Ta­kiej wio­sny rze­tel­nej, jaką w swym po­wie­cie
Wi­dział Ję­drek Wy­smó­łek – nikt nie wi­dział w świe­cie!

Po­przez okno kar­czem­ne łeb w bez­miar wy­ra­ził
I o mało się w dur­ną mgłę nie prze­obra­ził!

Lecz umoc­nił się w kar­ku i nie­co przy­bladł­szy,
Łbem po­chwiał dla otu­chy, i splu­nął i pa­trzy…

Jego wła­sna cha­łu­pa wraz z babą i sa­dem
Od­wró­ci­ła się na­gle nie­pro­szo­nym za­dem.

Wieprz-zna­jo­mek, nie więk­szy na po­zór od sno­pa,
Bie­gnie w skra­dzio­nych por­t­kach Mag­dzi­ne­go chło­pa.

Ryj mu Li­lią za­kwi­ta! Czar bije od przo­du!
I z wo­ła­niem: „Gdzie Mag­da?” – pcha się do ogro­du!

Wóz dra­bia­sty, ja­skół­czej do­zna­jąc ucie­chy,
Z okrzy­kiem: „Co ja ro­bię?” – fru­nął po­nad strze­chy.

A wójt w ślad mu się ja­rzy to mo­dry, to zło­ty
I zę­ba­mi prze­drzeź­nia zni­kłych kół tur­ko­ty.

Wy­wró­co­ną na opak do rowu uli­cą
Mknie Kach­na i pło­ną­cą po­wie­wa spód­ni­cą.

Wi­chrzy się i po­kłę­bia i upa­łem bu­cha,
Cała w ogniu i szu­mie! Po­żar – nie dzie­wu­cha!

Skry mio­ta we­dle woli – nie szu­ka po­wo­du,
I z szep­tem: „Moja wina!” – dymi się od spodu!

A Ma­ciej – ten z prze­ciw­ka, co to brak mu klep­ki,
Kon­no dy­bie w nie­bio­sy we­so­ły i krzep­ki!

Cały w ró­żach i mal­wach, co­raz nie­zna­jom­szy
Py­skiem w nie­bie wy­dzi­wia, jak­by słu­żył do mszy.

Tuż obok, jak to bywa mię­dzy błę­ki­ta­mi,
Prze­la­tu­je sie­dzą­co Pan Bóg z anio­ła­mi.

A ten wrzesz­czy od rze­czy i na ko­niu pstro­ku
To sko­czy, to zje mal­wę, to gi­nie w ob­ło­ku!

Wiosna – M.Konopnicka

Hu­czą rze­ki, hu­czą,
Po­zby­ły się lodu,
Od­ży­ły na­dzie­je,
Pol­skie­go na­ro­du!

Hu­czą rze­ki, hu­czą,
Idą­ce do mo­rza —
Nad Pol­ską kra­iną
Bły­sła nowa zo­rza.

Pa­trzą w nie­bo sta­rzy,
Drżą do boju mło­dzi,
Ja­kaś wiel­ka bu­rza
Wio­sen­na przy­cho­dzi.

Ja­kieś bły­ski świe­cą,
Ja­kieś gra­ją grzmo­ty,
Hej to cią­gną na­sze
Na­ro­do­we roty!

Hej, wio­sno ty na­sza,
Ko­ściusz­kow­ska wio­sno,
Krwią na­szą ob­la­ne
Kwia­ty two­je ro­sną!

Wiosna – K.K.Baczyński

Li­ście skłę­bio­ne słoń­cem
wok­no zie­le­nią się pcha­ją,
li­ście wy­try­słe smu­ga­mi
drzew wio­sen­ne­go raju.
Słoń­ce się ta­rza po mu­rach
krwa­wią­ce pla­mą ce­gieł;
park – zie­le­nia­sta góra
w nie­bo
alei sze­re­giem
wy­strze­lił.

Pobudka wiosny – M.Konopnicka

Czy tak ci­sza w uchu dzwo­ni?
Czy gdzieś pę­dzi ta­bun koni
Z uro­szo­nych łąk?
Hej, wszak ci to nasz ma­jo­wy
Bę­be­ni­sta znad dą­bro­wy,
Wszak to hu­czy bąk!
Hu­czy, leci, jeży wąsa,
Łbem w ber­my­cy har­do trzą­sa.
Z dro­gi, z dro­gi mu!
W bę­ben wali, w bę­ben bije:
„Hej, kto sly­szy, hej, kto żyje.
wsta­waj, co masz tchu!”
Zbro­ja na nim szmel­co­wa­na.
Żółte buty po ko­la­na,
U ostro­gi szpon.
Od raj­ta­rii gdzieś urwa­ny.
Bę­be­ni­sta za­wo­ła­ny,
Hu­czy niby dzwon.
Z leż zi­mo­wych wsta­ją żuki.
Cne ry­cer­stwo i haj­du­ki,
Cała zło­ta ćma…
W mig ryn­gra­fy i pan­ce­rze
Lot­ne woj­sko na pierś bie­rze,
A po­bud­ka gra.
W da­ma­sceń­skiej je­den zbroi.
W prę­go­wa­nej dru­gi stoi.
Co­raz in­szy strój,
Trze­ci cięż­kim się że­la­zem
Okuł cały ze łbem ra­zem
Na wio­sen­ny bój.
Błysz­czą heł­my, świe­cą spi­sy,
Ar­ke­bu­zy i ki­ry­sy.
W środ­ku trzmiel jak król…
I w pro­mie­niu ru­sza słoń­ca –
Stu­ty­sięcz­na ar­mia lśnią­ca
Na zdo­by­cie pól.
U cha­tyn­ki gdzieś le­śni­ka
Rot po­wietrz­nych brzmi mu­zy­ka.
Ro­śnie wio­sny gwar…
Sta­ry le­śnik słu­cha, ma­rzy,
Ja­kaś łuna bije z twa­rzy,
Ja­kiś wspo­mnień żar.

Wiosna – J.Kasprowicz

Nie­bio­sa stro­ją się w błę­kit,
A w środ­ku słoń­ce zło­ci­ste
Pro­mie­nią­ce­mi ra­mio­ny
Się­ga po wła­sny swój ob­raz
Ku ja­snej głę­bi je­zio­ra.
A kie­dy chmur­ka śnie­ży­sta,
Ostat­nia z sio­strzyc, zbłą­ka­na,
Zło­ty mu uśmiech na chwi­lę
Przy­sło­ni skrzy­dłem prze­lot­nem,
Słoń­ce go­ręt­szy ca­łu­nek
Skła­da na wła­snem od­bi­ciu
I zle­wa ra­zem się z falą
W jed­ną, je­dy­ną me­lo­dyę
Wio­sny.

Dro­gą, wio­dą­cą ku wio­sce,
Za lek­kim wia­tru po­wie­wem,
Su­chy się pia­sek ni­kły­mi
Uno­si w górę ob­ło­ki
I sza­rym cią­ży ato­mem
Na tra­wy wąz­kich li­stecz­kach,
Co tu i ów­dzie, z nad ro­wów
Świe­żo ko­pa­nych, zie­lo­ną

Po­czy­na kępą kieł­ko­wać.
Z ko­rze­ni na­giej wierz­bi­ny
Wy­ra­sta gib­ka la­to­rośl
I szep­ce z wia­trem i z tra­wą
Jed­ną, je­dy­ną me­lo­dyę
Wio­sny.

W chłop­skiem obej­ściu, za pło­tem
Wpół po­ła­ma­nym, ja­łosz­ka
Ry­czy, spusz­czo­na z łań­cu­cha.
Dwie mło­de dziew­ki, czer­wo­ną
W pas pod­wią­za­ne chu­s­tecz­ką,
Krę­cą się w ma­łym ogród­ku
Oko­ło grzą­dek roz­sa­dy —
Ze zczer­wie­nio­nych po­licz­ków
Ście­ra­ją potu kro­pel­ki.
Na po­zdro­wie­nie prze­chod­nia
Od­rzek­ną zwy­kłem »Bóg za­płać«,
A uśmiech, druh tej po­dzię­ki,
Zle­wa się w jed­ną me­lo­dyę
Wio­sny.

W szczy­cie bie­lo­nej cha­łu­py
Usia­dła mło­da ko­bie­ta:
Snać co­do­pie­ro dzie­ci­na,
Co się u stóp jej ka­my­kiem
Bawi i głu­ży we­so­ło,
Syta, spu­ści­ła się z ko­lan,
Gdyż z poza rąb­ka ko­szu­li
Jesz­cze się cała wy­chy­la
Pierś z ala­ba­stru, sia­tecz­ką
Żył nie­bie­ska­wych po­kry­ta,
I jesz­cze mle­ko ostat­nią
Są­czy na łono kro­pel­ką,
By się zlać w jed­ną me­lo­dyę
Wio­sny.

Wiosna – J.A.Birkenmajer

Pa­trzaj, dzie­ci­no, jak na na­szej li­pie
już rój drob­niuch­nych li­stecz­ków się sy­pie;
wkrót­ce po­rzu­cą swych pącz­ków osło­nę
(jak dzia­twa zrzu­ca zi­mo­we fu­ter­ka)
i bły­sną w słoń­cu, ja­sne i zie­lo­ne. —
a na ga­łąz­kach pta­szy­na za­ćwier­ka.

Sło­necz­ko cie­ple, swa­wol­ne i pło­che
tak się za­wzię­ło na Zimę-Ku­mo­chę,
że ob­ra­żo­na na tę nie­uprzej­mość
za siód­mą górę wy­no­si się Jej­mość,
ucie­ka żwa­wo z gra­nic Eu­ro­py,
bo ją wio­sen­ka moc­no pa­rzy w sto­py!

Lechoń

Jedną z najbardziej znanych fraz o wiośnie znaleźć można u Jana Lechonia (1899-1956) w wierszu „Herostrates”: „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.”. Wiersz zaczyna się od strofy: „Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie, / Od egipskich piramid do śniegów Tobolska / Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska, / Papuga wszystkich ludów – w cierniowej koronie.”. Widać, że podmiot liryczny prześmiewczo podchodzi do romantycznego paradygmatu, w którym Polska nieustannie przedstawiana jest jako kraj cierpiący. Polska dla podmiotu lirycznego jest „Kaleka, jak beznodzy żołnierze szpitalni”. Fraza „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.” mówi o tym, że podmiot liryczny chce wreszcie cieszyć się tą radosną porą roku, a nie tylko zamartwiać się stanem swojego kraju. Wiosna funkcjonowała w opowieściach o polskości jako metafora zmartwychwstania – poeta jednak za pomocą swej frazy przywraca wiosnę wiośnie.

Szymborska

Wisława Szymborska (1923-2012) po śmierci swojego partnera Kornela Filipowicza napisała przejmujący wiersz „Pożegnanie widoku”. Rozpoczyna się on strofą: „Nie mam żalu do wiosny, / że znowu nastała. / Nie obwiniam jej o to, / że spełnia jak co roku / swoje obowiązki.”. Podmiotka liryczna mierzy się z odejściem bliskiej osoby. Piękno rozkwitającej wiosny jest skontrastowane z jej ogromnym smutkiem: „Rozumiem, że mój smutek / nie wstrzyma zieleni. / Źdźbło, jeśli się zawaha, / to tylko na wietrze.”. Wszystko w naturze toczy się swoim rytmem – mimo że w podmiotce lirycznej wraz ze śmiercią partnera coś umarło, przyroda pozostaje wobec tego niewzruszona. W wierszu padają piękne słowa: „Nie mam urazy / do widoku o widok / na olśnioną słońcem zatokę.”. Podmiotka liryczna stara się więc nie kumulować w sobie negatywnych emocji – stara się zgadzać z upływem czasu i ze stratą. Nie chce ona niczego wymagać od świata, który żyje swoim rytmem. Jednak na końcu wiersza padają słowa: „Na jedno się nie godzę. / Na swój powrót tam. / Przywilej obecności – / rezygnuję z niego. / Na tyle Cię przeżyłam / i tylko na tyle, / żeby myśleć z daleka.”. Podmiotka liryczna, mimo, że zgadza się z upływem czasu, nie potrafi jednak uczestniczyć w dorocznym święcie, jakim jest wiosna. Jest zdystansowana wobec piękna przyrody – gdyż nie ma z kim dzielić zachwytu.

Rymkiewicz

Przepiękne wiersze o wiośnie w swoim tomiku „Zachód słońca w Milanówku” zawarł Jarosław Marek Rymkiewicz (1935-2022). Jeden z nich nazywa się: „Ogród w Milanówku, kwitnący bez”. Przedstawione jest w nim szaleństwo wiosennego rozkwitu, corocznej bujności. Wiersz zaczyna się od strofy: „W maju bzy kwitną trochę oszalałe / I szerszeń huczy w onirycznym locie / Bladoróżowe fioletowe białe / Zwisają kiście przy dziurawym płocie”. W wykreowanym przez Rymkiewicza obrazie świata każdy ma jakąś tajemną wiedzę o świecie: szerszeń, kot, a nawet bez. „Bytu tajemniczą mowę” zna także podmiot liryczny. W wierszu pięknie się splata los różnych istot żywych. Ostatecznie wszyscy są szaleni, że żyją – i „byt też jest szalony”. Wiersz jest dynamiczny, a jednocześnie dużo w nim spokoju i pogodzenia z tym szaleństwem bytu.

Innym wierszem Rymkiewicza z motywem wiosennym jest „Ogród w Milanówku – kwietniowy wierszyk dla Edmunda Husserla”. Jest to wiersz przewrotny, niestandardowy, gdyż motyw wiosny jest tu zestawiony z motywem śmierci, rozkładu. Ciało martwego filozofa – dawno rozłożone – skontrastowane jest z tym, co żyje: z drzewami, wiewiórkami. Wiersz, mimo że pada w nim „deszcz kwietniowy”, a nie „deszcz jesienny”, traktuje o tym, co ostateczne – nie jest on jednak przygnębiający, ma się raczej wrażenie, że śmierć jest wpisaną w bieg przyrody nieuchronnością, z którą trzeba się pogodzić.

Podsumowanie

Wiersze o wiośnie porywają swoim pięknem, ale też zaskakują czającą się w nich nostalgiczną nutą. By napisać dobry wiersz o wiośnie, nie wystarczy stworzyć prostej pochwały przyrody – trzeba w jakiś sposób zawrzeć w swoim utworze rys metafizyczny lub głębszą, często ponurą w swoim wydźwięku myśl. Polskim poetom i poetkom udaje się to znakomicie.

Dodaj komentarz