Spacerowałam sobie spokojnie ulicami miasta, gdy nagle w tłumie anonimowych ludzi mignęła mi twarz jakby trochę znajoma i mój wzrok skupił się na jednej osobie stojącej obok przejścia dla pieszych. Przez chwilę gorączkowo zastanawiałam się, kto to może być, czy powinnam podejść, powiedzieć “Dzień dobry” i rozpocząć niezobowiązującą konwersację. W końcu w moim mózgu coś wskoczyło na właściwe miejsce i już wiedziałam, kogo mam przed sobą, zaledwie parę metrów dalej na chodniku: Stanisława Wokulskiego, słynnego romantywistę!
Przystanęłam w niewielkiej odległości od niego i obserwowałam go uważnie. Wydawał się być zmęczony i zagubiony, widocznie się postarzał na twarzy – pojawiło się na niej wiele zmarszczek, być może ze zgryzoty? Stał tak zamyślony, bez żadnego widocznego celu i wpatrywał się w witrynę kawiarni w kamienicy naprzeciwko niego. Cały czas walczyłam ze sobą, by podejść i zagadać do niego, rozpocząć konwersację – wszak nie na co dzień spotyka się tak znaną postać! – ale czułam niepokój i obawy, że zakłócę mu spokój lub uzna, że jestem natrętna i zbyje mnie jakimś niemiłym komentarzem.
W czasie, gdy ja walczyłam ze sobą, Wokulski podjął jakąś decyzję, co było widać po nagle skupionym wyrazie jego twarzy. Zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku obserwowanej wcześniej kawiarni i wszedł do niej, energicznie zamykając za sobą drzwi, aż zadzwoniły dzwoneczki, które wisiały nad nimi w środku lokalu.
Wtedy ja również podjęłam decyzje i ruszyłam w stronę kawiarni. Zdecydowałam się, że spróbuję nawiązać kontakt z Wokulskim, a jeśli okaże się on niechętny, to udam, że to była to zwykła uwaga, jaką ludzie nieznani sobie nawzajem rzucają do siebie w miejscach publicznych, takie jak sklepy czy restauracje, weszłam tam tak naprawdę tylko kawę i wcale nie miałam zamiaru wypytywać go o inne rzeczy. Co z tego, że mój prawdziwy cel był oczywiście inny? Przecież ja nawet nie lubię kawy – ale Wokulski nie musiał o tym wiedzieć.
Weszłam więc do kawiarni i stanęłam w kolejce tuż za Stanisławem. Tymczasem on składał już zamówienie.
Czarną kawę bez cukru i mleka poproszę – rzucił do baristki, a ta zaczęła nabijać jego zamówienie na kasę fiskalną. Tymczasem ja zdobyłam się na odwagę i wypaliłam:
– Taka dziś pogoda, że tylko kawa może postawić na nogi, prawda?
Wokulski spojrzał na mnie trochę zdziwiony, a potem uśmiechnął się i rzekł:
– Faktycznie, nie za ciekawa dziś panuje aura!
Zachęcona jego odpowiedzią przystąpiłam do dalszego ataku:
– Przepraszam, że pytam, ale… Czy pan to Stanisław Wokulski, znany romantywista?
On nie speszył się moją bezczelnością wcale i odparł spokojnie:
– Tak, to ja! – po czym odebrał swoją kawę, rzucił dwadzieścia złotych na ladę i nie czekając na wydanie reszty odszedł do wolnego stolika. Widać, że zbił majątek na wojnie rosyjsko-tureckiej!
Pospiesznie zamówiłam swoją kawę, prosząc o jak najwięcej mleka, odebrałam ją, zapłaciłam i rzuciłam się w pogoń za Wokulskim. Stanęłam obok jego stolika, on spojrzał na mnie zdziwiony, ale wskazał mi ręką wolne krzesło – chyba zdążył zrozumieć, że coś od niego chcę.
– Panie Wokulski… – zaczęłam, kręcąc kubkiem kawy po stole. – Ja bardzo przepraszam za moją śmiałość, ale nie daje mi to spokoju i muszę pana zapytać. Jak układają się teraz pana stosunki z panną Łęcką?
– Cóż – rzekł Stanisław po chwili milczenia. – Nie układają się. Właściwie to nie rozmawiamy ze sobą już wcale.
– Jak to?!…
– Tak wyszło – wzruszył ramionami. – Właściwie to powinno wyjść tak od początku… Panna Łęcka wyraźnie stroniła ode mnie, unikała kontaktu, a ja naciskałem, nawet osaczałem ją… Próbowałem uzależnić ją od siebie finansowo… Nie było to mądre z mojej strony…
– Ale pan ja kochał…
– To nie jest usprawiedliwienie dla moich czynów! – wzburzył się wyraźnie Wokulski i napił się swojej kawy. – Panna Izabela miała prawo do własnego zdania i do podejmowania własnych decyzji, bez względu na to, jak bardzo ją kochałem, bo ona nie podzielała tego uczucia. Tymczasem ja nie widziałem tego, zastawiałem na nią pułapki, nie szanowałem jej zdania… Nie mogła się ode mnie uwolnić, nawet w jej własnym domu rodzinnym ją prześladowałem! Teraz widzę, jak wiele rzeczy źle zrobiłem, zaślepiony miłosnym amoku, jak bardzo zniechęciłem ją w ten sposób do siebie! Byłem głupi – zakończył gorzko i napił się ponownie kawy.
– Nie jest pan przecież złym człowiekiem, a tak surowo się pan ocenia, wie pan?
– Bo dopiero teraz, z perspektywy czasu zrozumiałem, jak niemiłe dla niej musiało być moje zachowanie. Owszem, też nie zawsze była wobec mnie szczera, ale to mnie nie usprawiedliwia. Wyciągnąłem z tego bolesną lekcję, którą też radzę ci sobie przyswoić dziecko – pochylił się w moim kierunku i z naciskiem rzekł: – Nigdy nie próbuje się dostać tam, gdzie wyraźnie cię nie chcą. To bardzo ważne. Jeżeli komuś na tobie nie zależy, to nie zmusisz go do tego! Zapamiętaj to, unikniesz w ten sposób wstydu i bólu – to mówiąc, Wokulski wstał, dopił swoją kawę, uśmiechnął się, ukłonił grzecznie i wyszedł z kawiarni.
Zostałam sama przy stoliku, ze stygnącą kawą w ręce i zadumą w sercu.