Wiersz „Rzym” autorstwa Juliusza Słowackiego powstał podczas jednej z wypraw autora – podróży do tytułowego Rzymu. Utwór porusza tematykę przemijania, nieuchronnego upływu czasu. Autor zawiera w nim swoje spostrzeżenia i przemyślenia na temat „wiecznego miasta”, którego potęga, mimo swojego przydomka, dawno już zgasła.
Rzym – analiza utworu i środki stylistyczne
Utwór ma regularną budowę. Składa się z sześciu trzywersowych strof, z których każda liczy po jedenaście sylab. Na rytmikę utworu w dużej mierze wpływają rymy krzyżowe o układzie, w którym rymują się aż trzy wersy: drugi wers każdej strofy rymuje się z pierwszą i trzecią linijką kolejnej zwrotki.
Wiersz Słowackiego należy do liryki bezpośredniej, o czym świadczą odpowiednie zaimki osobowe („Za mną był morski brzeg”) oraz czasowniki w pierwszej osobie liczby pojedynczej („nigdy w życiu takich łez nie lałem”).
Warstwa stylistyczna wiersza jest całkiem rozbudowana. Znaleźć tu można liczne epitety („dawnym Rzymem”; „wielki płacz”), metafory („Sznury pałaców pod Apeninami”; „I zdjął mię wielki strach, gdy poznikali / Ci aniołowie fal”) i porównania („Okrętów tłum jako łabędzie stado”; „Poranny zachwiał wiatr i pędził dalej / Jakby girlandę dusz w błękitność bladą”). Pojawia się także anafora („I zdjął mię wielki”), wykrzyknienie („Rzymie!”), pytanie retoryczne („czy Rzym widziałem?”), personifikacja („gdy mię spytało w pustyni / Słońce”), przerzutnie („Za mną był morski brzeg i nad falami / Okrętów tłum jako łabędzie stado”; „a ja zostałem / W pustyni sam”) oraz wyróżnienia graficzne w postaci pauz („Ci aniołowie fal — a ja zostałem”; „Jak wtenczas — gdy mię spytało w pustyni”), potęgujące wrażenie przemilczenia pewnych fragmentów tekstu.
Rzym – interpretacja wiersza
Wiersz „Rzym” nawiązuje do motywu „vanitas vanitatum” – „marność nad marnościami”, bardziej popularnego w baroku niż romantyzmie. Stanowi refleksję nad przemijaniem, ukazaną na przykładzie najbardziej charakterystycznego, kojarzonego z potęgą miasta, czyli tytułowego Rzymu. W utworze przedstawiony jest jego współczesny obraz, który zupełnie odbiega od dawnej świetności. Poeta podkreśla w ten sposób, że upływ czasu jest nieuchronny i dotyka wszystkich tak samo: zarówno ludzi, przedmioty, a nawet całe miasta czy państwa. Lata triumfowania kiedyś miną i zostaną tylko we wspomnieniach przyszłych pokoleń.
Z myślą tą nie może się jednak pogodzić osoba mówiąca. Jest niezwykle dotknięta otaczającym ją widokiem. W bezpośredni sposób wyraża swoje emocje. Płacze samotnie na łące, rozpacza nad utraconą potęga „wiecznego miasta”, która już nigdy nie wróci. Wspomina słowa pasącego owce pasterza, który także dostrzega, że obecny Rzym nie jest już tym „dawnym Rzymem”. Staje się on wręcz miejscem obcym, zupełnie innym, w którym trudno się odnaleźć.
Podmiot liryczny opisuje okoliczny krajobraz. Zwraca uwagę na widziane przed sobą w oddali, pod górami Apeninami, przysłonięte przez mgłę pałace. Wydają się mu one mroczne i złowrogie, zupełnie niezachęcające do odwiedzenia. Góruje nad nimi wielki kościół nazwany „olbrzymem”. Z kolei za osobą mówiącą znajduje się brzeg morza oraz „okrętów tłum”. Nie są one jednak używane przez żeglarzy, a uśpione. Ich lata świetności, czasy wielkich wypraw czy bitew morskich już dawno minęły, teraz nikt z nich nie korzysta. Jedynie wiatr co rano delikatnie muska żagle statków, ale natychmiast odlatuje z powrotem w pełną mroku mgłę.
Widok ten, choć zapierający dech w piersiach, nie wprawia w zachwyt zrozpaczonego podmiotu lirycznego, a wręcz pogłębia jego smutek. W uśpionych okrętach widzi on bezradnych żołnierzy polskich, dawniej pełnych chwały i niepokonanych, a teraz biernie obserwujących sytuację w kraju. Nie rwą się do walki jak ich przodkowie, nawet kiedy nastanie nowy dzień pełen nadziei i okazji do podjęcia działania. Poranek niesie ze sobą kolejne zrywy narodowe, powstania, których to jednak Polacy zupełnie nie chcą podejmować. Z kolei towarzyszący mu wiatr stanowi symbol przemijalności. Czas pędzi nieubłaganie, coraz bardziej osłabiając polską wolę walki.
Osoba mówiąca czuje również strach. „Poznikali / Ci aniołowie fal” – stojące przy brzegu statki znikają w oddali, zostawiając podmiot liryczny na pustyni jedynie z „Rzymem, co już się wali”. Zostaje on sam wśród niczego, jego jedynym towarzyszem jest zniszczone miasto, którego widok, zamiast podnieść na duchu, wprawia w jeszcze większą rozpacz.
Rzym przypomina osobie mówiącej Polskę. W przeszłości również stanowiła ona potęgę, przed którą drżały inne narody, a teraz została zniszczona przez zaborców i zniewolona. Podmiotowi lirycznemu jest wstyd za własną ojczyznę. Rozpacza również i nad jej losem. Jego smutek zostaje pogłębiony zadanym przez samego Boga szyderczym pytaniem o to, czy widział Rzym.
Osoba mówiąca zamyśla się, ale nie odpowiada na nie wprost. Czuje się rozczarowana miejscem, które wyobrażała sobie zupełnie inaczej. Smutna rzeczywistość, jakiej doświadcza, staje się więc podłożem do snucia gorzkich refleksji na temat nieuchronnej przemijalności, która i tak w końcu dotknie wszystko, nawet „wieczne miasto”.