Wiersz „Klaskaniem mając obrzękłe prawice” autorstwa Cypriana Kamila Norwida powstał około 1858 roku i pochodzi z tomiku „Vade-mecum” (z łac. „Pójdź ze mną”). Jest przykładem poezji autotematycznej, która dodatkowo porusza problematykę samego tworzenia, roli literatury w świecie, a także zawiera wątki autobiograficzne poety. Utwór znany jest również pod nazwą „Do potomności”, gdyż posiada charakter programowy.
Klaskaniem mając obrzękłe prawice – analiza wiersza
Utwór składa się z siedmiu strof o nieregularnej liczbie wersów, liczących po jedenaście sylab. W tekście pojawiają się trzy rodzaje rymów: krzyżowe, parzyste i okalające. Ze względu na liczne wątki autobiograficzne, podmiot liryczny można utożsamiać z samym autorem.
Wiersz Norwida należy do liryki bezpośredniej, o czym świadczą odpowiednie zaimki osobowe („Żyć mi rozkazał”) oraz czasowniki w pierwszej osobie liczby pojedynczej („Nie wziąłem od was nic”).
Warstwa stylistyczna wiersza jest niezwykle rozbudowania. Odnaleźć tu można liczne epitety („Znudzony lud”; „motyl nocny”), metafory („było w ojczyźnie laurowo i ciemno”; „tamtej rękę tknąwszy marmurową, wzruszyłem fałdy ubrania kamienne”), porównania („Stawszy się ku nim, jak one, bezwładny”) czy personifikacje („Wzdychały jeszcze dorodne wawrzyny”). Na rytm utworu wpływają przerzutnie („ni godzin / Dla nieczekanych powić”; „nie wziąłem / Listka jednego”) i anafory („Prócz”; „W”).
Zastosowane w tekście wykrzyknienia („Że aż mi coraz szczęście niepojętsze!”; „Obłędny, ależ wielce rzeczywisty!”) i pytania retoryczne („Czemu, dlaczego w przesytu niedzielę / Przyszedłem witać i żegnać tak wiele?”) wprowadzają charakter emocjonalny, z kolei wyróżnienia graficzne w postaci pauz („Spotkałem tysiąc — i było mi smętno”) i wielokropków („Piszę, ot, czasem… Piszę na Babylon”) potęgują wrażenie przemilczenia pewnych fragmentów tekstu.
Klaskaniem mając obrzękłe prawice – interpretacja wiersza
Wiersz „Klaskaniem mając obrzękłe prawice” przedstawia trudny los niezrozumianego przez otoczenie poety. Pierwsza strofa rozpoczyna się od opisu przywodzącego na myśl antyczne igrzyska. Słowa „Znudzony pieśnią, lud wołał o czyny” odwołują się do momentu, w którym po występach tancerzy i pieśniarzy przychodził czas na walki gladiatorów. To właśnie na nich czeka widownia. Ludzie nie są już zainteresowani niezwykłą, choć mało użyteczną sztuką. Pragną czynu, akcji. Dokładnie taka powinna być poezja – motywująca do działania, a nie tylko ciesząca oko i ucho miłym wyglądem czy brzmieniem.
To nastawienie kontrastuje z założeniami twórców romantycznych, dla których liczyło się przede wszystkim piękno utworu. Takie właśnie „dzieła czynu” chce tworzyć podmiot liryczny. Przedstawia swój niesamowity dorobek artystyczny. Słowami „Gdy Boży palec zaświtał nade mną” zwraca uwagę na wyjątkowy talent, jakim obdarzył go Bóg. Jednocześnie jednak stanowi on jego największe przekleństwo. Skazuje go na samotność i niezrozumienie – „Żyć mi rozkazał w żywota pustyni”.
W drugiej strofie osoba mówiąca zwraca się do „wielkoludów”, czyli wybitnych artystów epoki romantyzmu. Mówi do nich z żalem, goryczą, a nawet ironią. Nie traktuje ich jako inspirację czy wzór do naśladowania, a postrzega bardziej jako przeszkodę w rozwinięciu własnych skrzydeł. Poeta jest oceniany przez pryzmat ich dzieł, a tym samym niezrozumiany przez czytelników. Tworzy inaczej niż wielcy mistrzowie, dlatego odbiorcy nie są w stanie go docenić. Podmiot liryczny dwukrotnie podkreśla, że nie wziął nic od swoich poprzedników, „nie wziąłem / Listka jednego, ni ząbeczka w liściu”, prócz cierpienia spowodowanego samotnością i wyobcowaniem. Nie czerpie korzyści z ich dorobku, ani też nie korzysta z przetartych przez nich szlaków sztuki.
W kolejnej zwrotce autor zwraca uwagę na postawę społeczeństwa, na ich zamiłowanie do przeszłości i stałości: „Poobracanych w przeszłość, niepojętą / A uwielbioną, spotkałem niemało”. Ludzie nie są wcale gotowi i chętni nowatorskich dzieł. Wolą utarte schematy, wygodę. Osoba mówiąca zdaje sobie sprawę z tego, że jej dzieła zupełnie nie wpisują się w ten nurt, jednak nie chce zmieniać stylu pisania i formy utworów. Woli być wierna sobie i swoim przekonaniom, licząc na to, że któregoś dnia zostanie doceniona, niż przypodobać się publice.
Dwie następne strofy przyjmują jeszcze bardziej osobisty, emocjonalny wydźwięk. Podmiot liryczny mówi o niewiastach „zaklętych w umarłe formuły”, których spotkał już wiele w swoim życiu. Każda z nich była prawie taka sama: nieautentyczna, zamknięta w utartej konwencji, niczym marmurowy posąg. Interesowały je tylko salonowe konwenanse.
Autor ze smutkiem przyznaje, że nie jest w stanie docenić kobiecego wdzięku. Dla niego nie liczy się to, co na zewnątrz, lecz to, co w środku. Wszelkie próby wyrwania ich z takiego stanu kończyły się fiaskiem. Chwilowa fascynacja nowoczesną poezją szybko znikała niczym „motyl nocny”, który „wzleciał jej nad głową, / Zadrżał i upadł…”. Osoba mówiąca zwraca również uwagę na trawiący społeczeństwo marazm. Uważa, że czas trzeba zerwać z biernością, niechęcią do zmian i zacząć działać. Próbuje to osiągnąć właśnie swoją twórczością, jednak bez skutku.
Podmiot liryczny nie poddaje się w swoim postanowieniu. Cały czas tworzy, niezrażony odrzuceniem. Pisze „na Babylon / do Jeruzalem”, czyli do ludzi, którzy go nie rozumieją. Kreuje swój „pamiętnik artysty […] Obłędny, ależ wielce rzeczywisty!”, czyli kolejne wiersze, zbiory poezji. Doskonale zdaje sobie sprawę z wyjątkowości własnych dzieł, jest świadomy wielkiego talentu, jaki posiada. Ma nadzieję, że dzięki temu kiedyś zostanie w końcu doceniony.
Wie jednak, że to nie następne, a dopiero jeszcze kolejne pokolenie będzie w stanie naprawdę go zrozumieć. Prawdziwą chwałę zyska dopiero po swojej śmierci i jest tego świadomy: „Tak znów odczyta on, co ty dziś czytasz, / Ale on spomni mnie… Bo mnie nie będzie!”. Jego przeznaczeniem jest być jednostką wybitną, lecz samotną i niezrozumianą za życia. Poeta godzi się ze swoim nieuchronnym losem, gdyż wie, że prędzej czy później ludzie dojrzeją do jego poezji i zaczną ją podziwiać.