W kolejnej strofie podmiot liryczny staje się jeszcze bardziej melancholijny. Rozmarza się o życiu, w którym nie ma tęsknoty i myślenia, w którym nie musiałby się o nic martwić, tylko prowadzić spokojny, prosty żywot wśród prostych ludzi, „co mają t a k z a t a k, n i e z a n i e”. Jest to nawiązanie do słów Chrystusa z Ewangelii według świętego Mateusza, gdzie Zbawiciel nakazywał ludziom mówić tylko prawdę. Osoba mówiąca chciałaby żyć w kraju, w którym wszystko jest szczere, idealne. Gdzie nie ma kłamstwa i obłudy, nie ma „światłocienia”, niedopowiedzeń i wrogości.
W ostatniej strofie zdaje sobie jednak sprawę z tego, że to wszystko to tylko jego wyidealizowana wizja. Ojczyzna wcale nie jest taka, jaką ją sobie wyobraża. Choć tęskni za Polską, Polska nie tęskni za nim. Ludzie nie potrafili go docenić, a teraz nie potrafią, a może nawet nie chcą się nim przejąć, zainteresować. Jego los jest im obojętny. Podmiot liryczny akceptuje to, choć z niemałym żalem („I tak być musi, choć się tak nie stanie”). Nie sprawia to także, że przestaje kochać swój kraj. Pomimo jego licznych wad, on wciąż jest jego przyjacielem i wciąż kocha ojczyznę całym sercem, tęskniąc do niej coraz bardziej i jeszcze dłużej.