Pewnego dnia lis postanowił, że nadszedł dzień, w którym wyruszy, by odwiedzić Małego Księcia na jego odległej planecie. Chciał bowiem sprawdzić, czy chłopiec pamiętał o jego radach. Lis był także ciekaw, jak potoczyła się jego relacja z kapryśną różą. Czuł się odpowiedzialny też za to, co powiedział Małemu Księciu i czego go nauczył. Interesowało go także to, czy Mały Książę korzysta z wiedzy, którą nabył w trakcie swoich podróży. Uporządkował więc swoją norkę, wyczyścił futerko i wyruszył w długą podróż. Wiedział doskonale, dokąd zmierza, nie przewidywał więc żadnych trudności w dotarciu do swojego celu.
Gdy lis wylądował na planecie Małego Księcia, zastał chłopca wykonującego jego codzienne obowiązki. Wyrywał on baobaby i czyścił trzy wulkany, które były obecne na jego planecie. Na widok lisa przerwał wykonywane prace i podszedł do niego by się przywitać.
– Witaj, lisie – rzekł Mały Książę. – Co cię sprowadza na moją planetę?
– Witaj – odpowiedział lis. – Przybyłem, by zobaczyć, jak sobie radzisz i czy moje opowieści i inne rzeczy, których dowiedziałeś się w trakcie swojej podróży, wpłynęły jakoś na twoje życie.
Mały Książę zafrasował się, spojrzał na lisa i westchnął. Przez chwilę nic nie mówił, wpatrywał się w ziemię i w czubki własnych butów. Lis nie popędzał go jednak, czekał cierpliwie, aż chłopiec znajdzie właściwe słowa, by mu odpowiedzieć.
– Wiesz… – powiedział powoli Mały Książę. – Wróciłem na swoją planetę gotowy, by coś zmienić. Widziałem wielu nieszczęśliwych ludzi w trakcie mojej wędrówki. Dowiedziałem się od ciebie, czym może być przyjaźń. Gdy wylądowałem, od razu pobiegłem do róży. Chciałem wszystko zmienić, zacząć od nowa…
– I co się wydarzyło? – zapytał spokojnie lis.
– Zrobiła mi straszną awanturę – przyznał Mały Książę, cały zaczerwieniony. – Krzyczała, że porzuciłem ją, że myślała, że już nie wrócę, że mogła tu umrzeć samotna… Przepraszałem ją i tłumaczyłem, że musiałem pewne rzeczy przemyśleć, że teraz wiem już więcej i wszystko możemy zmienić. Jednak ona mnie nie słuchała i denerwowała się dalej.
Lis przytaknął mu. Nie pośpieszał chłopca, pozwalał mu opowiadać tę historię we własnym tempie. Dla Małego Księcia był to wyraźnie trudny temat, pełen emocji.
– Wypomniałem ostatecznie róży, że mnie okłamała – ciągnął dalej chłopiec, mechanicznie wyrywając niewielki baobab, wyrastającego mu pod nogami. Zrobił to zupełnie odruchowo. – Mówiła, że jest jedyna na świecie, a ja podczas podróży odkryłem, że we wszechświecie jest wiele róż. Ale powiedziałem jej, że nic nie szkodzi, że to nasza więź czyni ją wyjątkową i że wybaczam jej kłamstwo. Wtedy przestała się do mnie odzywać.
Pomiędzy chłopcem a lisem także zapadło milczenie. Wreszcie Mały Książę przerwał je i zapytał lisa, czy chciałby się napić wody. Lis, spragniony po podróży, zgodził się. Gdy wypił już całą wodę, jaką dostał od Małego Księcia, chłopiec wrócił do swojej opowieści.
– Prosiłem ją, by się odezwała, błagałem i przepraszałem. Starałem się dbać o wszystkie jej potrzeby i nie opuszczałem jej, pamiętałem bowiem o tym, że jestem odpowiedzialny za to, co oswoiłem. Ale róża odmawiała kontaktu ze mną, po prostu rosła, milcząc.
Nastąpiła kolejna długa przerwa w opowieści. Lis wygodnie usiadł i spokojnie oczekiwał, aż chłopiec będzie w stanie podjąć swoją opowieść. Wyczuwał, że zbliża się ona do najważniejszego momentu.
– Pewnego dnia wstałem – powiedział wreszcie Mały Książę. – Poszedłem do swojej róży. Ale jej tam nie było. Zobaczyłem łodygę i zwiędnięte płatki leżące na ziemi. I wiesz, lisie, tak sobie myślę – powiedział zdławionym głosem chłopiec – że z tą przyjaźnią i oswajaniem to musi działać w dwie strony, żeby to mogło działać. A w tym przypadku róża nie wiedziała, że mnie oswoiła. Obraziła się więc i odeszła. A ja zostałem sam, oswojony i nie wiem, co robić dalej.
Na tym zakończyła się rozmowa lisa i Małego Księcia. Lis spędził jeszcze noc na planecie chłopca, pomógł mu wyczyścić wulkany, a następnego dnia wyruszył w podróż powrotną do swojej bezpiecznej norki, przy której nie rosły żadne piękne róże, ale za to otaczały ją proste, polne kwiaty.