Ciało Aliny opadło na ziemię. Paprocie wokół upstrzone były jej ciemną krwią, lśnił od niej także nóż w ręku Balladyny. Zszokowana dziewczyna jak w transie wypuściła narzędzie zbrodni, które upadło tuż obok zwłok. Balladyna była w głębokim szoku – nie wierzyła w to, co widziała przed sobą. Chciało jej się płakać i wymiotować. Jeszcze pięć minut wcześniej zabicie Aliny wydawało jej się być doskonałym planem, ale teraz gdy siostra leżała na ziemi, Balladyna wiedziała już, że popełniła ogromny błąd.
Oparła się czołem o drzewo i czuła, jak jej umysł zaczyna się buntować i wrzeszczeć. Wyrzuty sumienia dopadły ją natychmiast. Nie miała odwagi spojrzeć w kierunku siostry, była przerażona. Chciała biec do matki i wypłakać się jej, jednak wiedziała, że ta droga jest dla niej zamknięta na zawsze. Nie może wrócić do chaty, spojrzeć matce i Kirkorowi w twarz. Nie potrafiłaby tego przeżyć.
Gdzie więc szukać ratunku? Jak powstrzymać te palące wyrzuty sumienia, których za żadne skarby nie mogła uciszyć? Balladyna w roztargnieniu potarła dłonią czoło, a potem odkryła, że ręka jej też jest powalana krwią. Zapewne rozmazała ją sobie po całej twarzy. Teraz dopiero wyglądam jak morderczyni, pomyślałam nieprzytomnie. Czuła też, że zaczyna ogarniać ją gorączka.
Do domu nie mogła wrócić, została jej więc ucieczka. Dokąd? Tego jeszcze nie wiedziała. Zdawała sobie sprawę jedynie z tego, że musi zniknąć, ponieważ za tak straszliwą zbrodnię czeka ją okrutna kara. Balladyna wiedziała, co zrobiła, ale nie potrafiła wziąć na siebie odpowiedzialności za to. Była zbyt przyzwyczajona do myślenia tylko o sobie i o swoich potrzebach.
Zaczęła przedzierać się przez krzaki, oddalając się od ciała siostry. Z czasem zaczęła biec coraz szybciej, aż dotarła do nieznanej sobie ścieżki. Mimo to podążyła nią, wciąż zwiększając odległość między sobą a Aliną, Kirkorem, matką i wszystkim, co kiedyś było dla niej ważne, a teraz wydawało się już tylko śmieszne. Jej priorytetem była ucieczka, a potem… Kto wie, może nowe życie, daleko stąd, gdzieś, gdzie nikt nie będzie wiedział, że miała siostrę i nie domyśli się, co oznacza krwawa plama na czole.
Balladyna nie oglądała się za siebie. Szła coraz pewniejszym krokiem, przekonując sama siebie, że jest zupełnie inną osobą, która nie ma nic wspólnego z tym, co wydarzyło się w cichym, malinowym chruśniaku, tam, gdzie rosły paprocie, a na mchu leżał dzbanek pełen czerwonych owoców.