Zawsze wyróżniałam się na tle swoich kolegów i koleżanek z klasy pod względem podejścia do lektur szkolnych. Większość moich rówieśników niechętnie sięgała po książki, a tym bardziej tytuły narzucone przez kanon lektur. Dla mnie jednak czytanie książek, których akcja rozgrywała się w dawnych czasach, było naprawdę fascynujące. Mogłam dowiedzieć się wiele na temat kultury swoich przodków w sposób zdecydowanie bardziej przystępny od lekcji historii. Jedną z moich ulubionych książek był zdecydowanie „Pan Tadeusz”. Żałowałam, że nie mogę przenieść się w czasie do XIX wieku i zobaczyć życia mieszkańców Soplicowa na własne oczy. Moje marzenie w końcu się jednak spełniło.
Ciepłego, wiosennego dnia uczestniczyłam w lekcji języka polskiego. Nauczycielka omawiała z nami właśnie „Pana Tadeusza”. Rozmawialiśmy na temat sporu o zamek. Zaczęłam wyobrażać sobie rodową siedzibę Horeszków. Nagle, moje powieki zaczęły robić się naprawdę ciężkie. Nigdy nie zdarzyło mi się zasnąć na lekcji, ale nie mogłam się powstrzymać. Gdy się obudziłam, a tak mi się przynajmniej zdawało, nie znajdowałam się w szkolnej ławce. Stałam na środku ścieżki, a przede mną stał majestatyczny, choć nieco zaniedbany zamek. Wcześniej widywałam tak ogromne budynki wyłącznie podczas wycieczek szkolnych, kiedy zwiedzialiśmy zabytki. Podziwiałam wysoką wieżę i blaszany dach, pięknie mieniący się w słońcu. Miałam ochotę wejść do środka, ale obawiałam się, że będzie to niekulturalne. W końcu nie byłam właścicielką budynku ani nikt mnie tam nie zaprosił. Zauważyłam, że w moją stronę zbliża się para młodych ludzi. Mężczyzna był dobrze zbudowany i ubrany w mundur. Towarzyszyła mu piękna blondynka w ludowym stroju z wiankiem na głowie. Od razu domyśliłam się, że spotkałam Zosię i Tadeusza. Miałam wątpliwości, jak zareagują na mój widok. Byli jednak życzliwi i zaprosili mnie na zamek, na którym niebawem miała się odbyć uczta z okazji ich zaręczyn.
Wspólnie weszliśmy na zamek. Przywitał nas tam Klucznik Gerwazy. Opowiadał o dawnych czasach, kiedy Stolnik Horeszko przyjmował na zamku licznych gości. Gerwazy był szczęśliwy, że na zamku ponownie odbywają się uczty. Pokazał mi też słynną salę zwierciadlaną, która obecnie znajdowała się w opłakanym stanie. Tadeusz obiecał jednak, że po ślubie zajmie się renowacją zamku, żeby przywrócić mu dawną świetność. Na ścianie widziałam herb rodziny Horeszków – Półkozic. Gerwazy zerkał na niego z dumą, chociaż sam był tylko sługą członków tego rodu. Wycieczkę po zamku przerwało nam rozpoczęcie uczty. Zajęłam miejsce za stołem, a Zosia i Tadeusz z radością usługiwali gościom. Niebawem pojawiły się pozostałe pary narzeczonych: Asesor i Tekla Hreczeszanka oraz Tekla i Rejent. Ci drudzy odbiegali od innych pod względem wyglądu, ponieważ mieli na sobie francuskie stroje. Wywołało to oburzenie Maćka Dobrzyńskiego, który nawet nie pożegnał się z gospodarzami, tylko od razu wrócił do swojego zaścianka.
Miałam nadzieję, że uda mi się zobaczyć dalszą część uczty. Miałam nadzieję, że zatańczę słynnego poloneza, prowadzonego przez Zosię i Podkomorzego. Niestety, nie było mi to dane. Ocknęłam się w szkolnej ławce, ponownie na lekcji polskiego. Cieszyłam się jednak, że spotkała mnie tak niezwykła przygoda.