Wszyscy wiedzieli, że Lampo podróżuje kolejami i w związku z tym martwili się, czy po kolejnej wyprawie wróci na stację w Marittinie czy też znajdzie sobie nowy dom. Nie przewidzieli jednak jednego – tego, że pies może mieć wypadek, który uniemożliwi mu powrót na stację kolejową, do jego kochających opiekunów i do dzieci zawiadowcy.
Niestety w czasie jednej z podróży pewien kelner postanowił zamknąć psa w przedziale służbowym, co się zwierzakowi absolutnie nie spodobało. Nie lubił być ograniczany i zatrzymywany, poza tym miał swój plan, a kelner chciał uniemożliwić mu jego wykonanie. Sobie tylko znanym sposobem wymknął się z przedziału, więc gdy kelner wrócił do niego, to psa już nie było. Zamknięcie to spowodowało, że Lampo postanowił się przesiąść do innego pociągu, co zrobił w pośpiechu. Nie mógł także dostać się do drzwi wagonu, ponieważ tłum ludzi odpychał go i uniemożliwiał dotarcie do nich. Gdy wreszcie zbliżył się do wejścia i chciał wskoczyć do środka, było już za późno i drzwi zamknęły się na nim jak kleszcze. Zrobiło się zamieszanie i jedna z pasażerek krzyknęła, by zatrzymać pociąg, jednak gdy to zrobiono, okazało się, że Lampo już zniknął.
Pies poważnie ucierpiał w trakcie tego wypadku. Drzwi złamały mu dwa żebra i łapę. Ostatkiem sił wycieńczony, obolały Lampo wczołgał się w krzaki niedaleko torów i tam się ukrył, próbując zebrać się w sobie. W takim stanie znalazła go pewna pochodząca ze wsi kobieta, która tamtędy poganiała swojego osła. Chciała usiąść w krzakach, by odpocząć na chwilę i tak odkryła ledwo zipiącego Lampo. Kobieta nie przypuszczała, że poraniły go drzwi pociągu i sądziła, że ktoś go bardzo mocno pobił. Postanowiła zabrać go ze sobą do domu. Jej mąż był bowiem owczarzem i w związku z tym potrafił nastawiać kości. Kobieta liczyła, że pomoże także i psu.
Mąż kobiety faktycznie opatrzył rany Lampo i zajął się psem. Małżeństwo wspólnie opiekowało się zwierzakiem, gdy ten dochodził do siebie przez bardzo długi czas. Jego rany ciężko się goiły i Lampo wstał z posłania dopiero po miesiącu. Utykał wówczas na zranioną łapę. Kobieta i mężczyzna karmili go najlepszą karmą, mimo iż sami byli biedni i dużo ich to kosztowało. Z czasem Lampo zaczął zdrowieć i zaprzyjaźnił się z małżeństwem, a oni też go polubili. Jednak pies tęsknił za podróżami oraz za zawiadowcą stacji w Marittinie i jego rodziną. Bardzo się do nich przywiązał, a oni w czasie jego nieobecności bardzo się o niego niepokoili i zastanawiali się, co się z nim dzieje i gdzie jest. Ostatecznie wiosną Lampo opuścił małżeństwo, które się nim opiekowało – pewnego dnia po prostu nie wrócił ze spaceru.