O psie, który jeździł koleją – streszczenie

Autor: Marta Grandke

Jedną z najważniejszych lektur, z którymi dzieci zapoznają się w czasie edukacji, jest opowiadanie „O psie, który jeździł koleją” autorstwa Romana Pisarskiego. Przedstawia ono historię pewnego psa o imieniu Lampo (czyli po włosku błyskawica), a cała akcja rozgrywa się we Włoszech. Jest to opowieść o wielkiej miłości i poświęceniu, do którego zdolne są zwierzęta. Na dodatek jest ona oparta o prawdziwe wydarzenia, jakie miały miejsce we Włoszech w latach pięćdziesiątych XX wieku. Obecnie na stacji Campiglia Marittima znajduje się pomnik tytułowego psa, który samodzielnie podróżował pociągami i ostatecznie zginął potrącony przez jeden z nich. Opowiadanie weszło na stałe do kanonu obowiązkowych lektur szkolnych i stało się także kanwą nadchodzącej adaptacji filmowej tego poruszającego utworu.

O psie, który jeździł koleją – streszczenie krótkie

Pewnego dnia na włoską stację kolejową w Marittimie przybył nieznany nikomu pies. Był podobny trochę do owczarka, a trochę do szpica. Przyjechał on pociągiem z Turynu i od razu podbiegł do zawiadowcy, by się do niego łasić. Napił się także ze zbiornika na wodę. Gdy zawiadowca poszedł do swojego biura, to pies poszedł za nim. Mężczyzna podzielił się z nim swoim śniadaniem i pomyślał, że może mógłby go przygarnąć. Miał dzieci, które chętnie by się bawiły z psem. Miał jednak problem z przewiezieniem psa do domu, ponieważ zabraniały tego przepisy kolejowe.

Mężczyzna wracał do domu dopiero wieczorem i miał wystarczająco dużo czasu, by zaprzyjaźnić się z psem. Razem zjedli nawet podwieczorek w bufecie. Psa poznali też inni kolejarze. Zaproponowali, by nosił on imię Lampo, co po włosku oznacza błyskawicę. Przez jego grzbiet biegła bowiem jasna pręga. Tymczasem zwiadowca wymyślił, by pies pobiegł za jego pociągiem powrotnym do domu, ale nie udało mu się to.

Następnego dnia Lampo wciąż czekał na stacji na zwiadowcę, mimo że ten obawiał się, że pies uciekł. Razem spędzili dzień w pracy. Wieczorem zawiadowca zdecydował się złamać przepisy i schował Lampo pod kurtką i zabrał go do pociągu. W czasie jazdy pies zachowywał się grzecznie i cicho. Nikt ich na tym nie przyłapał. Dzieci kolejarza były zachwycone Lampo i bawiły się z nim. Jednak pies szybko wyszedł z domu i pobiegł w kierunku stacji. Początkowo zawiadowca sądził, że chce iść na spacer, ale Lampo miał inne plany. Wskoczył do odjeżdżającego pociągu. Zmartwiło to kolejarza oraz jego rodzinę, którzy liczyli, że pies stanie się ich domowym towarzyszem.

Następnego dnia Lampo czekał na zawiadowcę na jego stacji. Pilnował tam jego biura, a mężczyzna nie był w stanie gniewać się na niego za tę ucieczkę. Od tego momentu wspólna praca i podróże pociągami stały się codziennością zawiadowcy i Lampo. Jedli razem śniadania i obiady i zajmowali się odprawą pociągów. W miasteczku coraz więcej osób dowiadywało się o psie, ludzie przychodzili go zobaczyć, powstał o nim artykuł do miejscowej gazety. W międzyczasie Lampo zniknął na pewien okres, ale okazało się, że samodzielnie pojechał pociągiem do Turynu, po czym wrócił na swoją stację. Wybrał się także do Rzymu, gdzie został nakarmiony i ponownie ruszył w podróż.

Pewnego dnia w trakcie jednej z takich wypraw pewien kelner zamknął Lampo w przedziale, bo rozpoznał go z gazety. Pies jednak umknął i wsiadł do kolejnego pociągu. Nie zdążył jednak na czas wskoczyć do przedziału i drzwi zamknęły się na nim. Połamały mu dwa żebra i łapę. Lampo wczołgał się w pobliskie krzaki i tak znalazła go pędząca osła kobieta. Zabrała go do domu, gdzie jej mąż, owczarz, nastawił psu kości. Potem Lampo długo chorował, ale wreszcie poczuł się lepiej. Zaprzyjaźnił się też z małżeństwem, ale tęsknił do domu i pewnego dnia uciekł z powrotem na stację zwiadowcy. Po prostu nie wrócił ze swojego spaceru i wyruszył w podróż. Ten ogromnie ucieszył się z jego powrotu, ale posmutniał na widok jego ran. Znów napisano o psie artykuł w gazecie i chciał go odkupić pewien filmowiec, ale zawiadowca wiedział, że przyjaciół nie można sprzedawać.

W tym czasie naczelnik stacji przypomniał zawiadowcy, że pies nie może mieszkać na stacji, bo nie pozwalają na to przepisy. Kolejarz posmutniał, ale zorganizował dla Lampo mieszkanie u swojego wujka na Sycylii. W trakcie podróży tam Lampo raz umknął i chciał wrócić na stację, ale ostatecznie został zawieziony i żył z wujkiem kolejarza przez jakiś czas. Potem jednak zniknął i po dłuższym czasie wrócił na stację, ale był osłabiony i chory. Zajął się nim weterynarz i Lampo zaczął wracać do formy. Mógł też zostać na stacji.

Potem życie przez jakiś czas biegło normalnie, a dzieci kolejarza przyjeżdżały na stację bawić się z psem. Pewnego razu zawiadowca dostrzegł, że jego najmłodsza córka bawi się na torach i pędzi na nią lokomotywa. Wraz ze swoim zastępcą ruszył jej na ratunek, ale wyprzedził go Lampo. Zepchnął dziewczynkę z torów, ale sam zginął pod pociągiem. Został pochowany blisko stacji, na której mieszkał. Lampo zapisał się w pamięci wszystkich jako prawdziwy bohater i przyjaciel człowieka.

O psie, który jeździł koleją – streszczenie szczegółowe

Poznanie Lampo

Pewnego dnia na włoską stację w Marittimie wjechał pociąg z Turynu. Wysiadło z niego kilka osób oraz jeden nietypowy pasażer, czyli pies. Wyglądał trochę jak szpic, a troche jak owczarek i zawadiacko sterczało mu ucho. Gdy pociąg odjechał, to pies podbiegł do zawiadowcy i zaczął się do niego łasić. Pobiegł też się napić ze zbiornika na wodę. Kolejarz udał się do swojego biura, ale po chwili zaczął słyszeć drapanie pazurami w drzwi. Gdy je otworzył, czekał tam na niego pies. Zawiadowca podzielił się z nim swoim śniadaniem i zaczął rozważać możliwość przygarnięcia go, miał bowiem w domu trójkę małych dzieci, które z pewnością cieszyłyby się z takiego towarzysza. Nie wiedział jednak, jak zabrać go do domu, przepisy zabraniały bowiem przewożenia zwierząt w pociągach. W międzyczasie zjadł jeszcze z psem obiad, a inni kolejarze zasugerowali, by nazwać go Lampo, co po włosku oznacza błyskawicę. Pies był bowiem bardzo żywy i miał na grzbiecie jaśniejszą pręgę.

Wieczorem zawiadowca wsiadł do pociągu i zawołał psa, by ten biegł za pociągiem. Po pewnym czasie okazało się jednak, że nie jest to wykonalne i kolejarz odwołał psa, by ten przestał biec, nie miał bowiem szans nadążyć za pociągiem. Lampo posłuchał go i zatrzymał się. Następnego dnia zawiadowca był przekonany, że już nie zobaczy więcej psa. Jednak bardzo zdziwił się, gdy ujrzał go pod drzwiami do swojego biura. Ponownie podzielił się z nim śniadaniem i Lampo zaczął towarzyszyć mu w pracy. Wieczorem kolejarz złamał więc przepisy i schował Lampo pod kurtką i w ten sposób przemycił go do pociągu. W przedziale Lampo był cicho i grzecznie siedział pod ławką, udając, że go tam nie ma. W ten sposób dotarł wraz z kolejarzem do jego rodzinnego domu. Tam pobawił się z trójką jego dzieci, które były zachwycone z towarzyszem. Po jakimś czasie dał jednak znać, że chce wyjść na dwór i wówczas pobiegł w stronę stacji i wskoczył do pociągu, czym zasmucił wszystkich.

Następnego dnia rano w pracy kolejarz odkrył, że Lampo przez noc wiernie pilnował jego biura, nie potrafił się zatem na niego złościć za ucieczkę.

Życie z Lampo

Od tego momentu Lampo stał się częścią życia zawiadowcy stacji i wypracowali oni wspólne zwyczaje. W ciągu dnia pies pomagał mu w pracy, wieczorem zaś jechał z nim do domu, gdzie bawił się z domownikami. Potem zaś wskakiwał do pociągu powrotnego do Marittimy. Nic nie mogło go przed tym powstrzymać, ponieważ pies skomlał i skakał na klamkę. Dzieci zawiadowcy nie potrafiły jednak tego zrozumieć. Początkowo wraz z ojcem odprowadzały go na pociąg, ale potem zobaczyły, że sam daje sobie radę i przestały.

Każdego ranka Lampo witał zawiadowcę i razem rozpoczynali oni pracę. Jedli śniadanie i zaczynali obchód stacji. Pracował też z ekipą remontową i podawał jej członkom różne narzędzia, które akurat były im potrzebne. Potem w bufecie zjadał z innymi obiad. Zawiadowca żartował nawet, że pies powinien dostać własną czapkę jako pracownik kolei. Lampo chciał od kolejarzy odkupić pewien właściciel winnicy, ale zawiadowca nie zgodził się sprzedać swojego przyjaciela. Cała stacja uwielbiała Lampo, między innymi dokarmiał go miejscowy kucharz z wagonu restauracyjnego. Zawiadowca pozwalał na to, wiedząc, że pies sam decyduje o tym, co chce jeść.

Lampo jednak pewnego razu zniknął, co zmartwiło wszystkich, którzy go znali. Zwłaszcza przykro było dzieciom zawiadowcy, które uwielbiały psiaka i dla których jego nieobecność była powodem do smutku. Lampo nie pojawiał się przez dłuższy czas. Okazało się jednak później, że pies samodzielnie wyprawił się pociągiem do Turynu, po czym sam także wrócił na swoją stację. Widział go tam elektrotechnik, który przysięgał, że pies doskonale wiedział, do którego pociągu musi wsiąść, by potem wysiąść w Marittimie. Zdarzyła mu się też wyprawa do Rzymu. Świetnie wiedział, w który wagon i kiedy wsiąść, by dojechać tam, gdzie chciał. Wszystkie te wydarzenia sprawiły, że Lampo stał się sławny w swojej miejscowości i ludzie przychodzili na stację go zobaczyć. W miejscowej gazecie pojawił się nawet na jego temat artykuł ze zdjęciami. Dzieci kolejarza przyjeżdżały na stację, żeby się z nim tam bawić, kochali go wszyscy.

Wypadek Lampo i jego zniknięcie

Pewnego razu Lampo zgodnie ze swoim zwyczajem podróżował pociągiem na południe. Dostrzegł go jednak i rozpoznał pewien kelner, który zamknął psa w przedziale służbowym. Mężczyzna zastanawiał się, dlaczego pies podróżuje, przypuszczał, że może szukać swoich właścicieli. Później, gdy kelner obsłużył już wszystkich pasażerów i wrócił do przedziału służbowego, okazało się jednak, że Lampo wysiadł na stacji w Paola i próbował wsiąść do innego pociągu. Przez tłum ludzi nie zdążył jednak wskoczyć do niego na czas, wszyscy bowiem tłoczyli się i przepychali, odpychając ostatecznie psa. Niestety drzwi zamknęły się na nim, gdy chciał wskoczyć do wagonu. Jakaś pani krzyknęła, by zahamować, ale Lampo już zniknął.

Pies miał złamaną łapę i dwa żebra. Ostatkiem sił wczołgał się w krzaki i tam znalazła go kobieta, która pędziła osła i usiadła tam, by odpocząć. Sądziła, że ktoś okrutnie pobił psa i zabrała go do swojego domu. Jej mąż był owczarzem i w związku z tym potrafił nastawiać kości. Rany psa faktycznie zostały opatrzone przez męża tej kobiety, okazały się one jednak bardzo ciężkie. Bardzo chory Lampo przez długi czas dochodził pod ich opieką do siebie i zaprzyjaźnił się z małżeństwem, które dbało o niego najlepiej jak umiało i częstowało go najlepszą karmą, mimom własnej biedy i problemów. Dopiero po miesiącu udało mu się wstać z posłania, wówczas okazało się jednak, że utyka. Cały czas tęsknił jednak za swoim domem na stacji kolejowej w Marittimie. Tymczasem zawiadowca martwił się o niego i dał nawet w gazecie ogłoszenie o jego zaginięciu, nie dotarło ono jednak do małżeństwa opiekującego się psem. Tymczasem Lampo dopiero na wiosnę poczuł się lepiej. Opuścił wówczas opiekujące się nim małżeństwo.

Powrót Lampo i ponowne odejście

Lampo powrócił więc na dobrze znaną sobie stację, do zawiadowcy i jego rodziny. Gdy ten ujrzał jego rany, posmutniał, zrozumiał bowiem, że pies cierpiał, gdy go nie było. Na stację przyjechały dzieci zawiadowcy, by przywitać Lampo. Wszyscy rozmawiali o jego powrocie, pojawił się też kolejarz, który pomógł Lampo wsiąść do właściwego powrotnego pociągu. Na stacji pojawił się redaktor, który napisał o tym artykuł, ułożono nawet piosenkę o psie. Lampo chciał odkupić nawet pewien amerykański filmowiec, ale zawiadowca się nie zgodził. Nie miał zamiaru sprzedawać swojego wiernego przyjaciela, wiedział, że tak się po prostu nie robi.

Niestety pojawiły się także problemy. Naczelnik stacji wezwał do siebie zawiadowcę i przypomniał mu, że pies nie może mieszkać na stacji i wymógł na kolejarzu, by zajął się tą sprawą. Zmartwiony mężczyzna napisał list do swojego wujka na Sycylii i zapytał go, czy ten nie zaopiekowałby się psem. Miał bowiem duży dom i ogród. Wujek zgodził się. Lampo wyruszył więc w podróż z młodym telegrafistą. Wszystko to odbywało się w tajemnicy przez innymi pracownikami stacji i rodziną zawiadowcy. Wymknął mu się jednak w Rzymie i wrócił na stację. Drugi raz w podróż wziął go więc sam zawiadowca stacji. Był bardzo przybity, do tego stopnia, że nawet nie pożegnał się z kapitanem statku, który był podekscytowany spotkaniem z Lampo.

Przez jakiś czas Lampo faktycznie mieszkał z wujkiem zawiadowcy w jego domu na Sycylii. Ten donosił w listach, że pies czuje się dobrze, ale tęskni. Tymczasem nikt na stacji nie wiedział, gdzie się on podział i wszyscy byli smutni, zwłaszcza dzieci tęskniły za psiakiem. Zawiadowca ostatecznie postanowił więc powiedzieć im prawdę na temat losu Lampo. Od tego momentu dzieci często wpatrywały się w morze i myślały o swoim przyjacielu i o tym, co robi. Syn kolejarza planował, że gdy dorośnie, to uda się na Sycylię i odzyska Lampo. Chciał przywieźć go do jego prawdziwego domu.

Pewnego dnia jeden z kolejarzy jadących z Reggio stwierdził, że widział Lampo. Zawiadowca nie mógł mu uwierzyć, ale mimo to napisał do swojego wuja z pytaniem o psa. Wujek odpisał mu, że Lampo rzeczywiście uciekł z jego domu. Wówczas kolejarz zaczął się poważnie martwić o swojego psiego przyjaciela. Z drugiej strony był też z niego dumny i z jego kolejnego wyczynu. Zastanawiał się jednak, co zrobić, gdy pies wróci na stację, ale mimo wszystko czekał na jego powrót. 

Po kilku tygodniach jednak Lampo wciąż się nie pokazywał. Pracownicy stacji nieustannie niepokoili się o niego. Dopiero późną jesienią jeden z kolejarzy przyszedł do biura zawiadowcy z psem zawiniętym w prześcieradło. Okazało się, że Lampo był bardzo słaby i chory. Nie miał nawet tyle sił, by po wyjściu z pociągu dostać się do biura. Zawiadowca po odsunięciu prześcieradła odkrył także, że pies był ranny. Obiecał mu wtedy, że pomoże mu za wszelką cenę wyzdrowieć.

Zawiadowca zawołał więc weterynarza, by ten obejrzał Lampo i zajął się nim. Weterynarz codziennie przyjeżdżał z miasteczka do swojego pacjenta i jego wizyty przyniosły efekty. Po kilkunastu dniach Lampo zaczął powoli wracać do sił. Do zawiadowcy w tym czasie zadzwonił naczelnik kolei, który wcześniej nie chciał, by Lampo mieszkał na stacji. Dowiedział się o powrocie Lampo. Teraz pytał o jego zdrowie i nakazywał zawiadowcy zrobić wszystko, by pies przeżył. Już nie mówił o wyrzuceniu go ze stacji. Zupełnie zmienił swoje nastawienie do niego.

Minęło kilka tygodni i Lampo ponownie zaczął obchodzić wraz ze zwiadowcą znajomą sobie stację i odprawiać na niej pociągi. Kolejarz podjął kolejną próbę udomowienia psa i zawiózł go do swojego domu w Piombino. Lampo jednak nie chciał tam zostać i po raz kolejny wymknął się wieczorem, by pociągiem wrócić na swoją stację. Zawiadowca musiał się więc pogodzić z jego wolą.

Z powrotu Lampo bardzo cieszyły się zwłaszcza dzieci zawiadowcy, nieustannie tęskniące za swoim przyjacielem. Niemal każdego dnia przyjeżdżały na stację, gdzie pracował ich ojciec, by pobawić się z psem. Wydawało się, że wszystko zaczyna się układać dla Lampo i jego przyjaciół z kolei.

Bohaterski czyn psa

Pewnego dnia na stację jak zwykle przyjechały dzieci zawiadowcy. Towarzyszyła im też ich matka, która wzięła ze sobą swoje najmłodsze dziecko, czyli malutką Adele. Dziewczyna dopiero co nauczyła się chodzić. W związku z tym biegała ochoczo po całej stacji, ciesząc się nową umiejętnością. Tego samego dnia na stację przyjechał kolejny dziennikarz, który planował napisać artykuł na temat Lampo. Pies był wtedy już bardzo znany. Jednak zawiadowca zdecydował się przyjąć dziennikarza bardzo chłodno. Nie życzył sobie kolejnego wywiadu na temat Lampo i jego podróży pociągami. Dziennikarz przez chwilę próbował namówić go do zmiany zdania, ale ostatecznie poddał się. Udał się za to do bufetu na stacji. Miał bowiem nadzieję, że uda mu się skłonić do rozmowy i do podzielenia się informacjami o Lampo innych kolejarzy, którzy znali psa.

Tymczasem na stację nadjeżdżał popołudniowy ekspres. Z daleka było już słychać jego charakterystyczny gwizd. W tym dniu zawiadowca nie był oddelegowany do odprawienia tego pociągu. Tknęło go jednak jakieś dziwne przeczucie, w związku z tym wyszedł ze swojego biura na stację. Na peronie był także jego zastępca. Obaj mężczyźni spojrzeli na tory, a to, co na nich ujrzeli, sprawiło, że krzyknęli dogłębnie przerażeni. Na torach siedziała bowiem i bawiła się najmłodsza córeczka zawiadowcy, czyli mała Adele. Zawiadowca i jego zastępca biegiem rzucili się dziewczynce na pomoc. Jednak byli o wiele wolniejsi od nadjeżdżającej już lokomotywy. Do Adele zostało im jeszcze wiele drogi, gdy nagle wyprzedził ich Lampo. Pobiegł bardzo szybko i jako pierwszy dotarł do siedzącej na torach Adele. Lampo popchnął dziewczynkę, spychając ją tym samym z trasy pędzącej lokomotywy. Niestety sam nie zdążył już uciec z torów. Zginął więc pod kołami rozpędzonego pociągu, ratując tym samym małe dziecko, co było czynem bohaterskim. Zawiadowca najpierw wziął na ręce swoją córeczkę i zaniósł ją na stację. Potem zaś wrócił po jej wybawiciela i swojego przyjaciela, czyli Lampo.

Historia Lampo jest oparta o faktyczne wydarzenia, które są znane wśród włoskich dzieci. Grób Lampo można odwiedzić, ponieważ znajduje się on niedaleko stacji, na której mieszkał, a dzięki opowiadaniu Romana Pisarskiego stał się on nieśmiertelny, dając świadectwo kolejnym pokoleniom czytelników, dlaczego psy nazywane są najlepszymi przyjaciółmi człowieka.

Dodaj komentarz