Jan Brzechwa w powieści „Akademia pana Kleksa” z roku 1946 wykreował jeden z najbardziej oryginalnych obrazów szkoły, jakie można znaleźć w lekturach skierowanych dla dzieci. Ukazał w swoim tekście szkołę, w której uczy się nietypowych przedmiotów, chłopcy spędzają w niej czas, mieszkając w internacie, a wszystkim zarządza szpak Mateusz. Choć dla wielu taka edukacja mogłaby być spełnieniem marzeń, to jednak ja zdecydowanie nie chciałabym zostać jej uczennicą.
Po pierwsze wiedza przekazywana przez pana Kleksa wydaje się mieć niezbyt praktyczne zastosowanie w prawdziwym życiu. Gdyby jej uczniowie chcieli podjąć dalszą edukację czy pracę poza Akademią, to zapewne nigdzie by ich nie przyjęto. Uczęszczanie do Akademii oznacza w pewnym sensie wyrzucenie uczniów poza nawias społeczeństwa i pozbawienie ich podstawowych kompetencji, jakie są od człowieka wymagane w pewnym wieku. Lepiej jest więc pozostać przy tradycyjnym modelu edukacji. Nauka w Akademii pana Kleksa z pewnością może być fascynującą przygodą, ale przygody mają to do siebie, że pewnego dnia kończą się i konieczne jest odnalezienie siebie na nowo w rzeczywistości.
Oprócz tego do Akademii pana Kleksa mogą uczęszczać wyłącznie chłopcy i to tacy, których imię zaczyna się na literę „A”. Uważam, że takie kryterium przyjmowania uczniów jest bardzo niepraktyczne i w ten sposób pan Kleks traci wiele osób, które mogłyby być cennym nabytkiem dla jego placówki. W związku z tym osobiście wybiorę miejsca, w których każdy może zostać przyjęty i ma na to takie same szanse. Na dodatek nauka tam oznacza też odizolowanie od rodziny, uczniowie mieszkają bowiem w Akademii.
Oprócz tego w Akademii pana Kleksa panują dziwaczne obyczaje dotyczące posiłków oraz higieny. Uczniowie jedzą farby, kolorowe szkło i myją się w wodzie z sokiem. Osobiście uważam, że takie posiłki nie są zbyt pożywne i nie zastąpią prawdziwego jedzenia. Z kolei mycie się w soku brzmi jak przepis na to, by z kąpieli wyjść jeszcze bardziej brudnym niż się było przed nią. Nie jest to moim zdaniem dobry sposób na dbanie o siebie i zdecydowanie wolałabym móc umyć się w wodzie pozbawionej takich oryginalnych dodatków.
Pamiętniki Adasia Niezgódki pokazują także, że w przypadku kłopotów pan Kleks zamyka się w sobie i nie zwraca uwagi na swoich uczniów, zostawiając ich pod opieką jedynie szpaka Mateusza. Bardzo późno zareagował też na sytuację, w której jego podopiecznych dręczyła ożywiona lalka o imieniu Alojzy. Dyrektor powinien szybciej rozwiązywać tego typu kłopoty czy wręcz nie dopuszczać do ich zaistnienia. Pan Kleks nie poradził sobie z tym zadaniem.
Jak widać, mimo pozornego wrażenia, że Akademia pana Kleksa to świetne miejsce, ma ona wiele wad. Zdecydowanie wolałabym się uczyć w miejscu gwarantującym większą stabilność, a samą Akademię potraktować raczej jak krótką i szaloną przygodę.