Powstanie styczniowe było jednym z największych i zarazem najtragiczniejszych epizodów niepodległościowych w historii narodu Polskiego. Trwająca nieco ponad rok insurekcja z 1863 jest przez to od wielu pokoleń obiektem dyskusji między historykami, politykami i zwykłymi ludźmi. Często rozlicza się straty poniesione przez Polaków, represje carskiego zaborcy wymierzone w klasę ziemiańską oraz ogólną sensowność tego powstania. Zarazem jednak można spotkać głosy stające w obronie powstańców, wskazujące na próbę ratowania odrębności narodowej zniewolonych Polaków. Widzimy więc, że historyczna pamięć powstania styczniowego jest nadal żywa wśród nas, choć jesteśmy podzieleni jej interpretacją. Tak samo było już za czasów po samej insurekcji. Warto zbadać doświadczenie różnorodnej pamięci historycznej Polaków na podstawie dwóch znaczących dzieł o tematyce powstania styczniowego: „Gloria victis” Elizy Orzeszkowej oraz „Rozdziobią nas kruki”, wrony Stefana Żeromskiego.
W czasach kiedy autorka słynnego „Nad Niemnem” popełniła swoją krótką apologetykę powstańczą, pamięć o bohaterstwie uczestników tych wydarzeń zaczęła już powoli zanikać. Orzeszkowa stwierdziła, że młodsze pokolenia jej czasów potrzebują przypomnienia o powstańcach styczniowych, a przez to również patriotycznych figur do naśladowania. Sytuacja gdy młodzież nie posiadała odpowiedniej pamięci historycznej, dotykała ją osobiście, ponieważ znała z młodości przywódcę insurekcji 1863 roku — Romualda Traugutta. Miała więc prywatne powody, by przypomnieć Polakom powstanie. Na kanwie takich rozmyślań autorki powstało właśnie „Gloria victis”. Sam tytuł to parafraza starożytnej rzymskiej maksymy vae victis – biada zwyciężonym. Znaczy ona dosłownie „chwała zwyciężonym” i stanowi jednocześnie okrzyk Wiatru, roznoszącego pamięć o leżących w leśnej mogile bojownikach daleko po świecie.
W noweli Elizy Orzeszkowej przyroda zostaje bowiem spersonifikowana i jako jedyna pamięta jeszcze o wydarzenia z 1863 roku. Ukazuje to przeświadczenie autorki, że czyny walczących w powstaniu styczniowym na wieczność pozostały elementem historii. Przyroda jest bowiem wieczna i nigdy nie zapomina. Sam ukazanie powstańców w „Gloria victis” jest wyjątkowo przychylne, wręcz gloryfikujące. Szczególnie mocno wybija się tu na pierwszy obraz heroizacja przywódcy insurekcji, Romualda Traugutta. Jest on przestawiony przez autorkę jako idealny przywódca, ktoś pokroju Leonidasa i męża opatrznościowego. Jagmin jest z kolei rycerzem bez skazy, człowiekiem przyrównanym do mitycznego Herkulesa. Orzeszkowa nie stroni też od ukazania tragizmu wydarzeń. Okrucieństwo carskich mołojców wobec rannych, czy beznadziejna przewaga liczebna wroga potęgują jednak heroiczny wydźwięk noweli. Dla autorki przegrana powstańców styczniowych jest oczywistym faktem, jednak nie komentuje przy tym powodów takiego stanu rzeczy. Docenia raczej bohaterstwo samego zrywu. Pamięć o nim widzi jako element utrzymania przez Polaków swojej narodowej tożsamości, czemu daje dowód, wysyłając Wiatr w świat z okrzykiem Gloria victis — chwała zwyciężonym.
Istniała jednak druga, krytyczna strona pamięci o powstaniu styczniowym. Była to racjonalna ocena wydarzeń, analiza powodów i skutków przegranej insurekcji. Doskonale ujął ją Stefan Żeromski w swojej noweli „Rozdziobią nas kruki”. Pesymistycznego wydźwięku dodaje jej fakt użycia przez autora niezwykle naturalistycznych opisów śmierci i cierpienia oraz typowo pozytywistyczny realizm zachowań bohaterów. Historia opiewa dzieje śmierci Szymona Winrycha — jednego z ostatnich powstańców. Wierzący niegdyś w ideały szlachcic był obecnie na wpół obłąkanym od ciągłego stresu i gorzałki wrakiem człowieka. Przewożąc zaopatrzenie dla leśnego oddziału, napotyka na konny oddział wroga. Zabity przez rosyjskich żołnierzy, zostaje potem okradziony przez okolicznego chłopa i pochowany w prostym dole. Jego koniec nie jest bohaterski w żadnym calu, a pamięć „ludu” ogranicza się jedynie do szybkiej modlitwy. Bardziej interesuje go bowiem ograbienie zmarłego, a przez to poprawienie własnego bytu.
Żeromski staje po stronie krytyków powstania styczniowego, pokazując je jako tragiczne i w swojej istocie niepotrzebne niszczenie ważnej tkanki narodowej. Patriotycznie nastawione ziemiaństwo, ostoja polskości, wyginęło na niej lub zostało dotknięte represjami. Tymczasem najniższe warstwy społeczne pozostały obojętne wobec bohaterstwa powstańców i towarzyszących im idei. Żeromski jako pozytywista wskazuje, że było tak z powodu ich potwornych warunków bytowych. Chłopi nie mogli być Polakami, skoro ledwie zaliczali się do ludzi pod względem bytowania. Chociaż nie robi tego wprost, autor krytykuje więc zryw narodowy i wskazuje inne pole bitwy, na którym trzeba było się wykazać — pracę organiczną u podstaw narodu. Jeżeli jednak przyjrzymy się noweli, nie zauważymy tam jednak krytyki samych powstańców. Żeromski podkreśla raczej ich żałosne położenie i marny koniec, nigdy jedynak nie wyśmiewa waleczności ani poświęcenia. Ni odmawia im też patriotyzmu, krytykuje jedynie efekty ich walki.
Polacy od zawsze nazywani byli narodem podzielonym. Istnieje nawet nieformalne powiedzenie, że sami jesteśmy sobie największymi wrogami. Z pewnością prawdą jest, że mamy wiele zdań na temat swojej historii. Powstanie styczniowe to właśnie jedno z takich wydarzeń, które najbardziej nas polaryzuje. Jedni mocno idealizują leśnych bojowników, nadając im rysy antycznych herosów i rewolucjonistów. Druga strona analizuje możliwość powodzenia insurekcji oraz wskazuje na potworne szkody, które wywołał jej upadek w tkance narodowej. Trudno nie znaleźć solidnych argumentów zarazem u jednej, jak też drugiej strony. Mocno okopały się one na szańcach swoich racji i raczej długo z nich nie wyjdą. Niemniej, istnieje jedna łącząca ich płaszczyzna. Stanowi ją patriotyzm oraz poświęcenie, którego nikt nie odmawia dzielnym powstańcom styczniowym. Szacunek do przelewania własnej krwi za umiłowaną Rzeczpospolitą łączy wszystkich Polaków, niezależnie od wszystkiego.