– Nie rób tego – powiedział bardzo poważnym tonem.
– Słucham? – zdziwiłam się głośno.
– Nie daj się ponieść złości, z tego nie przychodzi nigdy nic dobrego – odpowiedział Soplica, marszcząc brwi. – Wyżycie się na tym biednym chłopaku nic już nie zmieni, poza tym nie zrobił tego przecież celowo. Zresztą spójrz na mnie – zaśmiał się ponuro. – Raz w życiu w niewłaściwym momencie złość zapanowała nade mną i zmieniło to całe moje życie. Musiałem uciekać z kraju, mój syn wychowywał się bez ojca… A wszystko to przez złość, która raz przejęła nade mną kontrolę. I popatrz, jak to się skończyło – rzekł gorzko. Kelner tymczasem przyniósł mop i wiaderko oraz jakieś mokre ściereczki dla mnie. Wycierałam się nimi, rozważając słowa Soplicy, a tymczasem kelner sprzątał, wciąż mnie przepraszał i obiecywał pokryć z własnej kieszeni koszty prania moich ubrań.
Jacek Soplica w tym czasie dopił swoją zimną kawę i pożegnał się ze mną, mówiąc, że jeszcze kiedyś się spotkamy i bym przemyślała jego słowa. Gdy wyszedł, a ja doprowadziłam się do porządku, pomyślałam, że faktycznie miał rację. Wybuch mojej złości nic by nie zmienił, a ja sama czułabym się gorzej. Kelner natomiast był przybity i bez tego i starał się naprawić szkody, które wyrządził przypadkiem. Pomyślałam, że przy okazji tego niefortunnego zdarzenia Jacek Soplica nauczył mnie czegoś naprawdę ważnego.