Miasto to w całości twór człowieka, który niekoniecznie mu służy. Choć pozornie mieszkanie w miejscu tętniącym życiem i silnie zurbanizowanym może wydawać się pozytywne, takie nie jest. Ludzie do prawidłowego funkcjonowania potrzebują odpoczynku i kontaktu z naturą, co w aglomeracji ciężko odnaleźć. Łatwo zgubić się w jego jej zgiełku i zatracić samego siebie.
Dla niektórych egzystencja w głośnych, tętniących życiem miejscach może okazać się dobra, ale większości to nie służy. W mieście trzeba walczyć o pozycję, dobre traktowanie w miejscu zamieszkania, jak i pracy. Industrializacja zwiększyła potrzeby na pracowników, przez co wielu ludzi zdecydowało się na wyjazd. Warunki były bardzo ciężkie ze względu na dwunastogodzinny wymiar robót, ale także przez niskie standardy bezpieczeństwa. Ironię sytuacji migrujących ukazuje w przedstawionym fragmencie Władysław Reymont. Wielokrotnie podkreśla zwrot „ziemia obiecana”, umieszczając go w cudzysłowie. Pokazuje to jego krytyczny stosunek do podejścia, że miasto miałoby być takim miejscem dla człowieka. Określenie to wywodzi się ze starego testamentu, gdzie Żydzi mieli pod przywództwem Mojżesza się udać po wyprowadzeniu z Egiptu. Miejsce to Bóg przygotował specjalnie dla nich, dlatego w tradycji języka Kanaan przetrwało jako raj, krainę dobrobytu i szczęścia. Noblista w powieści o takim właśnie tytule ukazuje losy takich osób. Przyjezdni liczą, że zmienią tam swój los, ich życie się poprawi, zbiją fortunę. Większość ponosi jednak porażkę, co opisuje Reymont. Mieszkanie w aglomeracji opisuje jako walkę wręcz prymitywną, gdzie człowiek musi ciągle ścierać się z innymi. Wyzysk pracowników był wtedy na porządku dziennym, ponieważ nie istniały przepisy regulujące ich prawa. Wielu ludzi w fabrykach traciło zdrowie, a nawet życie, jednak nikt się tym nie przejmował, a właściciele nie ponosili żadnej odpowiedzialności. Porzucenie wsi dla narratora jest błędem, co widać w zastosowanym słownictwie nacechowanym negatywnie („ziemia zmordowana”, „ryk”, „nienawiść”, „po trupach”, „polip”, „miażdży i przeżuwał ludzi”).
Mit wygody i dostanego życia w mieście spełnia się tylko dla niektórych. Większość karmi się wiarą w niego, choć jest dla nich nieosiągalny. Tzw. dobre dzielnice stanowią jedynie mały ułamek każdego społeczeństwa. Większość żyje w skromnych warunkach, które ciężko nazwać nawet przyzwoitymi. W „Lalce” Bolesława Prusa można odnaleźć oba obrazy miasta. Inaczej żyje się w kamienicy pana Tomasza, inaczej na Powiślu. Wielu ludzi chce wierzyć, że mają szansę na życie, jak u Łęckiego, choć większość mieszka w warunkach podobnych do tego drugiego. Dzielnica biedoty kłuje w oczy Wokulskiego, dlatego angażuje się w pomoc jej mieszkańcom. Ludzie są tam pogrążeni w apatii, nie chcą nic zmieniać, nie widzą żadnych szans na poprawę swojego losu. Z biednej części Warszawy pochodzi także Tomasz Judym z „Ludzi bezdomnych”. Ulica Ciepła, na której mieszka to miejsce biedoty, drogi są brudne, mieszkania ciemne i zaniedbane. Doktorowi udaje się wyrwać z takiego życia, jednak jego brat nie ma tyle szczęścia. Wraz z żoną mieszkają i pracują w ciężkich, dramatycznych wręcz warunkach.
Miasto męczy człowieka, ponieważ nie można traktować tego jako naturalne warunki życia. Nie tylko ubodzy, ale również wyższe warstwy społeczne uciekały z miasta od wieków, by wyrwać się ze stanu apatii i marazmu. Taką migrację widać było w trakcie pandemii, kiedy mieszczanie przenosili się dzięki możliwościom pracy zdalnej w bardziej odludne miejsca, blisko przyrody. Podobne ruchy robili już ludzie w na przełomie XIX i XX wieku. Ukazuje to dramat Stanisława Wyspiańskiego „Wesele”. Gospodarz, czyli Włodzimierz Tetmajer ożenił się z siostrą Panny Młodej dekadę wcześniej. Wyjazd z miasta okazał się dla niego uzdrawiający, nie przygniatał go już dekadentyzm i zgiełk miasta. W Bronowicach ma ciągły kontakt z przyrodą, co wpływa pozytywnie na niego oraz jego malarstwo.
Życie w mieście zmienia także człowieka, najczęściej na gorsze. Staje się wtedy małostkowy, egoistyczny, zależy mu tylko na sobie i własnym interesie. Tacy właśnie są bohaterowie liryczni wiersza „Mieszkańcy”. Julian Tuwim przedstawia bardzo krytyczną wizję aglomeracji w wielu swoich utworach, tutaj podkreśla jednak negatywne cechy mieszczan. Są zapatrzeni w siebie, nie myślą o innych, ich zainteresowania mają charakter powierzchowny, mało kto naprawdę coś wie. Poeta odnosi się do bohaterów utworu w sposób krytyczny, stosuje określenia kolokwialne („morda”, „łeb”, „bredzą”, „bełkot”). Wizja artysty dwudziestolecia widoczna jest także w wierszu „Chrystus miasta”. Pokazuje tam najniższe warstwy, ludzi odrzuconych przez system, którym nie udało się odnaleźć szczęścia. Refleksje poety ciężko uznać za nieaktualne. Także współczesny poeta, Tadeusz Różewicz w latach 50. XX wieku podobnie ocenił kondycję społeczeństwa polskiego. Doświadczenie wojny nie zmieniło ludzi na lepsze, a wręcz przeciwnie — refleksja rozlewa się na całe społeczeństwo, nie tylko mieszczan.
Ciężko uznać miasto za przestrzeń przyjazną człowiekowi. Do dobrego funkcjonowania potrzebuje on kontaktu z naturą i spokoju, który ciężko osiągnąć w zgiełku wielkiej aglomeracji. Zmienia to jego charakter, najczęściej na gorsze. Choć niektórzy nie mają wyboru, mieszkanie w mniejszej miejscowości oraz na wsi wydaje się lepszym rozwiązaniem.