„Zdążyć przed Panem Bogiem” to zapis wywiadu, jaki Hanna Krall przeprowadziła z Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym wówczas przywódcą powstania w getcie warszawskim z roku 1943. Edelman przywoływał swoje wspomnienia z tego okresu, tłumaczył wiele wydarzeń oraz motywował to, co się wówczas działo. Wśród wielu wspomnianych przez niego zjawisk pojawiał się także tak zwany kompleks potulnej śmierci.
Czym właściwie był wspomniany kompleks? W ten sposób określano w czasie wojny spokojne pójście na pewną śmierć. Doświadczały tego ofiary Holocaustu przewożone transportami do obozów koncentracyjnych i komór gazowych. Wywożono je w Warszawie z Umschlagplatzu. Ludzie często dobrowolnie się tam zjawiali, na przykład robiąc to, by otrzymać chleb i marmoladę. Spokojnie szli do wagonów i do komory gazowej, nie próbowali walczyć. Porównywano to brutalnie do prowadzenia bydła na rzeź. Takie zachowanie wydawało się być niegodne i zasługujące na pogardę w oczach świata. Dziwiono się, że masowe mordowanie całego narodu nie wzbudziło w nim chęci walki i buntu. Tego typu podejście spowodowało, że wśród osób, które ocalały z Holocaustu, narodził się właśnie kompleks potulnej śmierci.
Gdzie miało swoje źródło potulne pójście na śmierć, jakie można było zaobserwować w czasie II wojny światowej? Edelman widzi je w realiach, jakie wytworzyły się wokół transportów i obozów zagłady. Wszystkie wydarzenia typu odizolowanie w getcie, transport do obozu, oczekiwanie na swój los czy droga do komory gazowej są rozłożone w czasie, przez co bardzo obciążające i wykańczające psychicznie. Ofiary nie miały już siły walczyć, często także nie wierzono w to, co czeka ludzi na końcu drogi bydlęcymi wagonami. Umieranie w walce zajmuje zaś zaledwie jedną chwilę. Dlatego też sam Edelman nie uważał, że rację mieli ludzie, którzy wypominali innym potulną śmierć. Wierzył on bowiem, że spokojne spotkanie ze swoim losem wymagało od ofiar wiele siły i godności.