Kiedy zbójcerze zostali przegnani spod bram Mirmiłowa, cała osada odetchnęła z ulgą. Mirmiła, Kajko i Kokosza niesiono na rękach jak prawdziwych bohaterów. Zaplanowano także ucztę zwycięską, w trakcie której Kajko planował wygłosić przemówienie i nadać kasztelanowi szlachetny tytuł, który miał brzmieć Mirmił Waleczny. Zapowiadało się na naprawdę doniosłą uroczystość, która na długo miała pozostać w pamięci uczestników.
Zapewne by tak się stało, gdyby Kajko lepiej schował ostatni, maleńki słoiczek magicznej, latającej maści. Wbrew temu, co powiedział Mirmiłowi i Kokoszowi, postanowił zostawić sobie jej odrobinę, na własny użytek. Uległ tej pokusie.
Niestety, maść przypadkiem znalazł w kufrze Kajka Kokosz, który szukał tam czegoś do jedzenia. Nie rozpoznał w substancji latającej maści, odkręcił słoiczek i powąchał jego zawartość. Pachniała nieźle, Kokosz nabrał zatem odrobinę na palec i polizał go. Skrzywił się, bo maść pachniała lepiej niż smakowała. Ponieważ była jednak bardzo tłusta, to wtarł ją sobie w suchą skórę za uszami i jak gdyby nigdy nic udał się na ucztę.
Przemówienie Kajka zostało wygłoszone, Mirmił przyjął z wdzięcznością i wzruszeniem swój tytuł. Powrócono do zabawy, ale ucztę przerwało nagłe poruszenie, ponieważ jeden ze stołów wywrócił się. Wszyscy spojrzeli tam zaniepokojeni i okazało się, że stół został wywrócony przez Kokosza wznoszącego się do góry.
Kajko błyskawicznie połączył ten widok z ostatnim słoiczkiem maści i przeklął w duchu swoją głupotę. Powinien był lepiej schować ten skarb, albo w ogóle się go jakoś pozbyć. Teraz zaś musiał przez to zastanawiać się na szybko, co zrobić z Kokoszem, który wznosił się do góry powoli, ale bardzo konsekwentnie. Ludzie obok próbowali go pochwycić, ale wyślizgnął im się z rąk, nie dał się też ściągnąć na ziemię grabiami. Kokosz był już na wysokości słomianych strzech i nic nie zapowiadało tego, by miał tam pozostać.
Kajko nie namyślał się zbyt długo i błyskawicznie wskoczył na dach domu, obok którego Kokosz się wznosił. Tam udało mu się dosięgnąć przyjaciela i chwycić go za koszulę. Włożył w to wiele siły, ale Kokosz wreszcie przestał się wznosić. Kajko zawołał, by podano mu dzban wody i zapytał Kokosza, gdzie się posmarował. Ten wskazał swoje uszy. Kajko szybko ochlapał go przyniesioną wodą i Kokosz runął na ziemię. Nic mu się nie stało i spowodowało to wiele wesołości, a potem uczta trwała dalej już bez żadnych problemów.