Demitologizacja i deheroizacja w Zdążyć przed Panem Bogiem

Autor: Marta Grandke

O bohaterach takich wydarzeń jak powstanie warszawskie często mówi się w sposób podniosły, czyniąc z nich postaci niemal mityczne, podkreślając ich zalety oraz ich istotne dokonania. Często przy tej okazji pomija się fakt, że byli oni też zwykłymi ludźmi, wraz ze swoimi upodobaniami, przyzwyczajeniami, czy nawet wadami. Marek Edelman, który po wojnie opowiadał właśnie takie zwykłe historie o bojownikach z getta, spotkał się po tym z krytyką. Mimo to w wywiadzie z Hanną Krall zatytułowanym „Zdążyć przed Panem Bogiem” pojawiają się zabiegi demitologizacji i deheroizacji niektórych postaci.

Powstanie w getcie warszawskim jest jednym z najważniejszych symboli cierpienie narodu żydowskiego z czasów II wojny światowej, a jego uczestnicy, tacy jak Mordechaj Anielewicz, szybko stali się również postaciami, które kojarzone były z tą symboliką. Ich poświęcenie oraz trudności, jakich doświadczyli przerodziły się także w mit czy legendę, która była ważna dla ich pobratymców. Zaszedł tutaj proces mitologizacji.

Marek Edelman był uczestnikiem i świadkiem tych wydarzeń, które z czasem stały się historią i legendą. Znał zatem też ich drugie oblicze – to mniej piękne, a bardziej ludzkie i wiedział, że faktycznie historia nie zawsze jest tak wspaniała, jak by się tego pragnęło.

Edelman demitologizuje przede wszystkim motywację osób walczących w powstaniu w getcie. Według niego nie stała za tym piękna idea odwetu na okupancie czy wywalczenie wolności. Powstańcy byli świadomi nieuchronności swojego losu, zatem chcieli jedynie wybrać sposób, w jaki odejdą z tego świata. Chcieli też zwrócić na siebie uwagę innych, pokazać im, że za murami giną ludzie. Edelman zwracał też uwagę na mizerne siły bojowników w stosunku do doskonale zaopatrzonych nazistów.

Pojawia się także deheroizacja, gdy Edelman mówi o konkretnych postaciach, za co spotkał się z krytyką. Przykładem jest opowieść o pierwszym przywódcy powstania, Mordechaju Anielewiczu. Przed wojną miał on malować skrzela ryb sprzedawanych przez jego matkę. W ten sposób wyglądały na świeższe i ludzie chętniej je kupowali. Opowieść ta nie przypadła do gustu ludziom, którzy w Anielewiczu chcieli widzieć bohatera, nie zaś zwykłego człowieka.

Marek Edelman w trakcie opowieści o towarzyszach broni dokonuje zatem demitologizacji i deheroizacji, pokazując wszystko tak, jak wyglądało naprawdę. Wiele ludzi jednak nie godziło się z tym i w wyniku tego Edelman musiał mierzyć się krytyką.