W dramacie „Dziady” Adama Mickiewicza w trakcie sceny w salonie warszawskim jeden z bohaterów – Adolf – opowiada zgromadzonemu tam towarzystwu tragiczną historię niejakiego Cichowskiego. Jest ona przykładem tego, jak zaborca obchodził się ze swoimi politycznymi przeciwnikami i przekazana została w formie przestrogi i jako próba zwrócenia uwagi na istniejący problem.
Cichowski pochodził z Galicji, znany był jako wspaniały młodzieniec, jego bliscy opisywali go wręcz jako duszę towarzystwa. Określano go takimi przymiotnikami jak żywy, przystojny czy dowcipny. Był on także człowiekiem żonatym, lubił i potrafił zajmować się dziećmi, miał plany na przyszłość. Jego rodzina była znana w towarzystwie, określana jako dobra i porządna.
Pozornie wydawało się, że w jego życiu wszystko się układa, jednak pewnego dnia okazało się, że Cichowski zaginął bez śladu. Policja bardzo długo starała się dowiedzieć, jaki los spotkał młodzieńca, jednak nie mogła nic ustalić. Pewnego dnia znaleziono jednak jego płaszcz porzucony nad brzegiem Wisły. Żona rozpoznała, że jest to element garderoby jej męża. Przyjęto wówczas, że Cichowski popełnił samobójstwo lub utopił się w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Jego ciała jednak nigdy nie odnaleziono, nie była więc to wersja potwierdzona. Bliscy nie mogli jednak zrozumieć, czemu tak wesoły młodzieniec miałby odebrać sobie życie.
Po dwóch latach okazało się, że Cichowski jednak żyje – został on rozpoznany wśród więźniów przywiezionych do klasztoru na Belwederze. Cichowski został rozpoznany przez pewnego młodzieńca, który od razu pospieszył donieść o tym jego żonie. Rozpoczęła ona bezskuteczne starania o uwolnienia męża, nie przyniosły one jednak efektów – Cichowski pozostawał w więzieniu. Tymczasem upłynęły kolejne trzy lata, a po Warszawie zaczęły krążyć plotki o tym, jak straszliwym torturom carat poddaje Cichowskiego. Szeptano o tym, że nie pozwalano mu spać, podawano narkotyki i nie podawano posiłków czy napojów. Cichowski jednak nie zdradził swoim oprawcom żadnych informacji, nie wydobyli od niego nic, mimo okrutnych metod, które wobec niego stosowali.
Po wielu latach od zniknięcia Cichowskiego, gdy wydawało się, że już wszyscy zapomnieli o jego sprawie, do drzwi jego żony zadzwoniono w nocy. Gdy otworzyła, zobaczyła uzbrojonych żołnierzy oraz swojego męża. Zobowiązano ją do podpisania dokumentów, które mówiły, że jej mąż wrócił z Belwederu zdrowy. Nie była to jednak prawda – lata spędzone w więzieniu odbiły się na Cichowskim pod względem psychicznym i fizycznym. Mimo swojego młodego wieku stracił on wszystkie włosy i utył od podawanego mu nieodpowiedniego jedzenia. Cera jego stała się blada i zżółknięta, oszpeciły ją także przedwczesne zmarszczki. Jednak Cichowski zmienił się nie tylko pod względem fizycznym. Zniszczona została także jego psychika – przestał poznawać znajomych ludzi, na niczym nie był w stanie skupić swojej uwagi, nie rozmawiał z nikim. Każdy, kto wchodził do domu, wzbudzał w Cichowskim ogromny strach i lęk, jakie wyzwoliły w nim lata tortur i przesłuchań przez carskich żołdaków. Na wszystkie pytania odpowiadał, że nic nie wie i nie powie.
Adolf, kończąc opowieść, szczerze płakał nad losem Cichowskiego, będącym tylko pojedynczym portretem męczeństwa, jakie stało się udziałem Polaków żyjących pod zaborem rosyjskim.