Polowanie na niedźwiedzia w Panu Tadeuszu – streszczenie i opis

Autor: Marta Grandke

Epopeja narodowa „Pan Tadeusz” autorstwa Adama Mickiewicza to świadectwo tego, jak w dawnych czasach wyglądała kultura szlachecka. Bohaterowie poematu należą bowiem do tej zamożnej grupy szlacheckiej, żyjącej w tradycyjnym, wiejskim dworku i kultywują przekazywane kolejnym pokoleniom tradycje i obyczaje. Jednym z sarmackich zwyczajów było więc polowanie na groźną zwierzynę, taką jak niedźwiedzie. W „Panu Tadeuszu” można więc spotkać się opisem łowów na tego drapieżnika.

Polowanie na niedźwiedzia w Panu Tadeuszu – streszczenie

Sędzia Soplica dowiedział się od Wojskiego Hreczechy, że w okolicy Soplicowa pojawił się niedźwiedź. Podjęto więc decyzję o wyruszeniu na polowanie. Wyruszono na nie wcześnie rano. Uczestnicy szukali niedźwiedzia w bardzo gęstym, litewskim lesie. Ostatecznie ludziom Wojskiego udaje się znaleźć i osaczyć zwierzę. Jednak myśliwym zaczynają udzielać się silne emocje i przestają słuchać rozsądnych rad. Doprowadza to do ataku rozjuszonego niedźwiedzia. Atakuje on Hrabiego i Tadeusza. Mężczyźni wypalają do niego z broni, a następnie zaczynają walczyć o ostatni oszczep. Ostatecznie z pomocą przychodzą im Gerwazy, Rejent i Asesor. Za Gerwazym podąża też ksiądz Robak. W ostatniej chwili wyrywa on broń szlachcicowi i strzela do niedźwiedzia. Następnie uczestnicy polowania zaczynają kłócić się o to, kto faktycznie zabił niedźwiedzia. Gerwazy wyciąga jednak z jego czaszki kulę i potwierdza, że dokonał tego ksiądz Robak.

Polowanie na niedźwiedzia w Panu Tadeuszu – dokładny opis 

Wojski przynosi Sędziemu Soplicy informację, że w pobliskich lasach pojawił się niedźwiedź. Sędzia decyduje więc o tym, by wyruszyć na polowania. Z samego rana myśliwi ruszają do kapliczki pod lasem, a następnie zagłębiają się w gęsty, litewski bór. Tadeusz jednak zaspał na polowanie, dlatego musiał potem biec do lasu, by nadążyć za innymi. Towarzyszył mu ksiądz Robak, który dostrzegł go z karczmy. Gdy dotarli na miejsce, obława już trwała. Ludzie Wojskiego zajęli się wywabianiem niedźwiedzia z lasu. On tymczasem ustawił odpowiednio szlachciców i przyłożył rękę do gruntu. Dzięki temu stwierdził, że zwierzę już nadchodzi.

Niedźwiedź poszczuty został ogarami myśliwskimi i ruszył w kierunku uczestników polowania. Powalił kilka psów, a mężczyźni zaczęli strzelać w jego stronę. To, w połączeniu z adrenaliną, sprawiło, że wśród szlachty zapanowało poruszenie. Nie słuchali nawet Wojskiego, który groził im karą za złamanie szyku. Ruszyli w las, niedźwiedź próbował jednak uciec w kierunku pól. W wyznaczonym miejscu zostali jedynie Tadeusz, Hrabia i Wojski. Nagle jednak rozjuszony niedźwiedź ruszył z zarośli prosto na nich.

Tadeusz i Hrabia jednocześnie wystrzelili ze swojej broni w kierunku niedźwiedzia. Nie udało im się jednak go trafić. Wtedy obaj chcieli chwycić za broń, jaką był ostatni oszczep. Zaczęli walczyć o niego między sobą, a w międzyczasie dopadło ich wściekłe zwierzę. Tadeusz i Hrabia zaczęli przed nim uciekać, ale niedźwiedź dopadł ich. Niemal trafił Hrabiego łapą w głowę, ale wtedy nadeszła pomoc. Pojawili się Asesor z Rejentem, a z przodu biegł Gerwazy. Za nimi biegł ksiądz Robak. Trzykrotnie wystrzelono w stronę niedźwiedzia i zwierzę padło martwe na ziemię.

W tym momencie Wojski dobył rogu i zaczął na nim grać. Gdy skończył, rozpoczęła się między myśliwymi kłótnia o to, który z nich faktycznie zastrzelił niedźwiedzia. Do sporu wtrącał się Wojski, opowiadając o konflikcie Domeyki z Doweyką, którzy strzelali przez skórę niedźwiedzia. W tym czasie Klucznik wyciągnął z czaszki upolowanego zwierzęcia pojedynczą kulę. Zaczął porównywać ją do kalibru broni poszczególnych strzelców. Okazało się, że strzał padł z dwururki Gerwazego, ale nie była ona wówczas w jego rękach. W chwili napięcia nie mógł bowiem wycelować. To ksiądz Robak wyrwał mu broń z rąk i to on posłał śmiertelną kulę w czaszkę niedźwiedzia. Gdy sytuacja była już opanowana, oddalił się z miejsca polowania. 

Po polowaniu szlachta zasiadła do posiłku, w trakcie którego podawano staropolski bigos. Potem jednak trzeba było wracać już do Soplicowa. W drodze powrotnej psy Asesora i Rejenta zwietrzyły jeszcze zająca, ale nie dało się powiedzieć, który ogar był bardziej łowny. Wojski dokończył swoją opowieść o Domeyce i Doweyce.

Dodaj komentarz