W słynnej powieści „Potop” autorstwa Henryka Sienkiewicza nie brakuje scen batalistycznych, opisów starć i walk. Jest to wszak dzieło, którego akcja toczy się w Polsce w wieku XVII, w trakcie potopu szwedzkiego, kiedy to naród zmuszony był zbrojnie walczyć o swoją wolność. W dziele Sienkiewicza nie brakuje jednak także walk poszczególnych bohaterów, a jedną z najsłynniejszych scen jest pojedynek Andrzeja Kmicica z panem Michałem Wołodyjowskim. Miał on miejsce po tym, jak pokonany przez szlachtę laudańską Kmicic porwał Aleksandrę Billewiczównę i wraz z nią ukrył się i groził wysadzeniem wszystkich w powietrze. Miało to miejsce w trakcie oblężenia Lubicza.
W tak trudnej sytuacji interweniował pan Michał Wołodyjowski. Nie chciał on dopuścić do przelania krwi niewinnych osób, do czego doszłoby, gdyby Kmicic spełnił swoje groźby. Wołodyjowski zaproponował mu więc pojedynek. W przypadku wygranej Kmicic miałby odejść wolno, bez swoich towarzyszy i Oleńki. Wołodyjowski zmusił szlachtę laudańską do tego, by przysięgła Kmicicowi, że puści go wolno. Obiecali uczynić to na Boga Najwyższego i święty krzyż.
Po tej przysiędze Kmicic wraz z Wołodyjowskim stanął do pojedynku. Początkowo naśmiewał się on z niskiego wzrostu „małego rycerza”, za co ten odgryzł się, krytykując doświadczenie wojskowe Kmicica. Awanturnik próbował jeszcze negocjować z Wołodyjowskim oddalenie pojedynku i odpuszczenie mu, jednak pan Michał uznał, że Kmicic zwyczajnie się boi. Po jeszcze kilku słowach z obu stron pojedynek rozpoczął się na dobre.
Już na samym początku starcia Kmicic zaczął szybko przekonywać się, jak bardzo nie docenił umiejętności szermierczych pana Wołodyjowskiego. Pułkownik sprawnie bronił się i odbijał wszystkie ciosy oponenta, a Kmicic coraz bardziej męczył się ich zadawaniem. Szczęk ich broni rozbrzmiewał na podwórzu, gdzie toczony był pojedynek. Na dodatek w pewnym momencie Wołodyjowski zaczął szydzić z Kmicica, przypominając mu o jego wcześniejszych przechwałkach, które nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. To wtedy Wołodyjowski wyrzekł słynne zdanie: „Waść machasz jak cepem”. W pewnym momencie pułkownik pozbawił Kmicica broni i dwukrotnie kazał podnieść mu szablę z ziemi. Gdy w końcu Kmicic to uczynił, próbował agresywnie nacierać, a Wołodyjowski odbijał jego ciosy jedną ręką, okazując tym samym przeciwnikowi lekceważenie.
Kmicic w tym momencie zorientował się, że nie jest w stanie wygrać tego pojedynku, a dalsza walka przyniesie mu jedynie wstyd. Wyrzekł więc kolejne słynne zdanie: „Kończ waść, wstydu oszczędź!”, a Wołodyjowski zastosował się do jego życzenia. Uderzył Kmicica szablą w głowę i tym samym powalił go na ziemię i zakończył starcie. Pułkownik nie zabił jednak swojego przeciwnika. Na koniec wytarł o żupan Kmicica krew ze swojej broni.
Po tych wydarzeniach szlachta laudańska chciała dobić Kmicica, jednak Wołodyjowski jej na to nie pozwolił. Przypomniał jej przedstawicielom, że to on pokonał Kmicica i że szlachcicom nie wypada dobijać rannego przeciwnika. Okazał także Kmicicowi litość i rozkazał opatrzeć jego ranę.
Czyn Wołodyjowskiego i jego miłosierdzie ostatecznie zaważyły na dalszych losach Polski, za którą to Kmicic dzielnie bił się później. Ocalił on także samego króla, Jana Kazimierza, przyczyniając się do polskiego zwycięstwa nad Szwedami.