W więzieniu Balladyna trafiła do celi z zupełnie obcym jej mężczyzną, który również czekał na wyrok. Tak samo jak ona miał być sądzony za morderstwo. Balladyna sądziła, że być może uda jej się nawiązać jakąś nić porozumienia z nim, jednak tamten uparcie milczał. Widać nie był gotów na rozmowę o tym, co go spotkało. Balladyna trochę tego nie rozumiała. Sama czuła silną potrzebę podzielenia się swoim doświadczeniem i była trochę zła, że nie znalazła słuchacza w swoim przymusowym towarzyszu. Miała poczucie, że odebrano jej nawet taką okoliczność i nie miała z kim podzielić się swoimi przemyśleniami.
W Balladynie kiełkowało bowiem od dłuższego czasu poczucie winy i czekała na kogoś, z kim będzie mogła się nim podzielić. Współtowarzysz z celi wydawał się do tego celu idealny, ponieważ miał na sumieniu podobną zbrodnię. Jednak on uparcie milczał przez większość dnia. Jakiekolwiek wzruszenie okazał dopiero wtedy, gdy wieczorem przyszedł strażnik i rzekł do niego:
– Raskolnikow, jutro będziesz sądzony!
Wtedy wówczas mężczyzna nazwany Raskolnikowem drgnął i skrzywił usta. Gdy strażnik wyszedł, zwrócił się on do Balladyny:
– Wiesz, za co mnie będą sądzić?
– Wiem – odparła ona. – Za morderstwo, tak jak i mnie.
– Rozumiem. Kogo zabiłaś?
– Siostrę.
– Siostrę… – powtórzył Raskolnikow. Przez dłuższą chwilę milczał i Balladyna zaczęła obawiać się, że już się nie odezwie. W końcu jednak rzekł: – Ja zabiłem starą lichwiarkę. Byłem jej winien pieniądze i sądziłem, że to jej wina. Zamordowałem ją siekierą.
– Boże święty – rzekła Balladyna.
Przez jakiś czas oboje nie mówili nic i wpatrywali się w okno. Potem jednak Raskolnikow odchrząknął i powiedział:
– Sam się przyznałem. Nie mogłem znieść poczucia winy. Myślałem, że mój czyn był słuszny, ale sumienie powiedziało mi, że bardzo się myliłem. A czy ty czujesz wyrzuty sumienia?
– Tak – odpowiedziała szybko Balladyna. – I tęsknię za siostrą. To, co zrobiłam, było złe.
– Dobrze, że o tym wiesz – kiwnął głową Raskolnikow. – Powieszą pewnie nas oboje – dodał ponuro – więc przed śmiercią lepiej pogodzić się z Bogiem.
– Też tak sądzę – rzekła Balladyna.
Oboje nie mówili już nic. Spędzili noc, czuwając, nie byli bowiem w stanie zasnąć. Oboje myśleli o tym, co czeka ich następnego dnia. Balladyna żałowała wszystkich swoich czynów i patrzyła następnego ranka, jak strażnicy wyprowadzają z celi Raskolnikowa. On jednak twarz miał pogodną i zdawał się być pogodzonym z tym, co go czeka.