Nigdy nie spodziewałam się, że uda mi się spełnić moje marzenie i udać się na wyprawę do Shire, ale jednak okazało się to możliwe. Miałam okazję spędzić wśród hobbitów cały jeden dzień i w ten sposób poznać bliżej przedstawicieli tej niezwykle ciekawej rasy. Wzbudziło to moją ogromną radość i starannie przygotowałam się do tej wyprawy, pakując niezbędne rzeczy i dużo czytając na temat tej społeczności.
W Shire pojawiłam się wcześnie rano. Okazało się jednak, że mieszkańcy hobbicich norek także są już na nogach i zajmują się wypełnianiem swoich codziennych obowiązków. Wielu spośród nich wyruszyło, by zająć się uprawą roli. Orali ziemię, wysiewali ziarno, plewili chwasty i zajmowali się wszystkim tym, co dzieje się na wiosnę na wsi. Podobnie sytuacja miała się w ogródkach warzywnych, jakie hobbici uprawiają blisko swoich domów. Udało mi się zasiać trochę warzyw, zostałam także dopuszczona do pielenia poszczególnych grządek, dbając o to, by nie został na nich ani jeden chwast.
Hobbici hodują także zwierzęta gospodarcze. Przy ich domach można ujrzeć zagrody, w których mieszkają kury, kozy, owce i świnie. Są one bardzo zadbane, a w wielu przypadkach są traktowane niemal jak członkowie rodziny. Mają swoje imiona, a hobbici często spędzają z nimi czas. To także dla nich kolejne źródło pożywienia, na przykład świeżych jajek, a także surowców, z których wytwarzają swoje odzienie (jest to głównie zasług strzyżenia owiec).
Po wypełnieniu najważniejszych obowiązków czas na krótki odpoczynek. Hobbici przywiązują ogromną uwagę do posiłków, dlatego każdy z nich jest bardzo smaczny i obfity. W czasie pracy robiliśmy sobie przerwy na krótkie przekąski czy drugie śniadanie, ale dopiero obiad uświadomił mnie, jak ważną częścią kultury hobbitów jest jedzenie. Składał się on bowiem z kilku dań i napojów, a wszystko było przygotowane z produktów, które były efektem ciężkiej pracy wszystkich mieszkańców wioski. Starałam się spróbować wszystkiego i zapamiętać te wspaniałe smaki, wiedziałam bowiem, że nie będę miała drugiej takiej okazji. W efekcie tego trochę się przejadłam, ale uważam, że było warto.
Potem nastał czas odpoczynku, drzemek i wizyt sąsiedzkich, a w ich trakcie także podawano obfite podwieczorki. Udało mi się wówczas zwiedzić kilka tych wygodnych norek z okrągłymi drzwiami i oknami. Miały one zawsze bardzo przemyślany układ. Dla mnie były jednak trochę za niskie, przez co cały czas musiałam się schylać. Doceniłam jednak to, jak czyste i bogato zdobione były one. Widać było, że właściciele naprawdę o nie dbają.
Wieczorem odbyła się niewielka zabawa w okolicznej karczmie. Zgromadziło się tam wielu spośród mieszkańców. Tańczono, pito lokalne piwo i doskonale się bawiono. Chętnie zostałabym tam na dłużej, ale musiałam wracać do swojego świata. Tak zakończył się mój dzień w Shire.