Od zawsze ludzkość kreowała w swoim życiu specjalne obyczaj, tradycje i kodeksy, według których starała się zachowywać i nadawała im znaczenie. Trwają one w społeczeństwie z pokolenia na pokolenie, powtarzane i utrwalane przez kolejne osoby, które często nawet nie zdają sobie sprawy, skąd wziął się dany obyczaj i czemu tak właściwie służył. Rozwój technologii i nauki sprawia, że wiele spośród kultywowanych konwenansów staje się reliktem, niepraktycznym i obciążającym. Dostrzegło to wielu polskich twórców literatury, między innymi Bolesław Prus w swojej “Lalce” wydanej w roku 1889 oraz Witold Gombrowicz w “Ferdydurke” z roku 1937.
Bolesław Prus postanowił wykpić starodawne konwenanse i zwyczaje, konfrontując nowoczesnego jak na wczesne realia bohatera, jakim był Wokulski (który awansował do wyższej klasy społecznej dzięki ciężkiej pracy, nie bojący się podjąć obowiązków nieprzystających do jego urodzenia, próbujący złamać bariery społeczne między sobą a swoją wybranką – Izabelą Łęcką), z przedstawicielami szlachty, osobami dobrze urodzonymi, jakimi byli Łęccy. Wokulski w obrazie tym reprezentuje to, co jest nowe, świeże, symbolizujące zmiany, natomiast arystokracja przedstawia sobą minione czasy, które nie przystają już do panujących realiów i powoli odchodzą w zapomnienie. To właśnie oni wciąż tkwią w ramach konwenansów i tradycji, kultywują dawne obyczaje. Wokulski dostrzega w tym jednak tylko nawyk, przyzwyczajenie oraz przywiązanie do wagi i poczucia wyższości, jakie dają one arystokracji. Wiedza o zwyczajach i tradycjach wyższej klasy społecznej stanowi bowiem swego rodzaju barierę między nią, a klasą robotniczą. Wokulski natomiast funkcjonuje na granicy obydwu klas, dzięki czemu wystawia arystokrację na próbę i w czasie posiłku obnaża prawdziwą naturę arystokracji i ich obyczajów. Celowo łamie zasady etykiety, co powoduje, że kuzynka Łęckich, panna Florentyna jest prawdziwie oburzona, Izabela Łęcka najpierw patrzy na Wokulskiego z pobłażaniem, a potem niemalże życzliwie, a jej ojciec, pan Tomasz, zaczyna naśladować zachowanie swojego gościa, próbując ukryć jego nietakt. Dopiero gdy Wokulski powołuje się na angielską szlachtę, to towarzystwo (Oprócz panny Florentyny) zaczyna słuchać go z zainteresowaniem – musiał sięgnąć do autorytetu wyższego niż on sam. W tekście wyczuć można, że to, co dla arystokracji jest elementem tożsamości, kodem, według którego organizują swoje życie, dla Wokulskiego, który musi pracować, by się utrzymać, jest czymś mało ważnym, a wręcz śmiesznym wobec powagi, z jaką podchodzą do tego jego towarzysze. Jednocześnie na przestrzeni całej powieści są sytuacje, w których Wokulski się dostosowuje – na przykład w teatrze – by móc funkcjonować w ramach wyższej klasy społecznej i być przez nią zaakceptowany. Jest to jednak tylko dopasowanie się, a nie prawdziwe uznanie etykiety. Autor punktuje jednak bezsensowność konwenansów w innych miejscach powieści, na przykład opisując pojedynek z baronem Krzeszowskim, który został postrzelony w szczękę. Wokulski więc nie aprobuje konwenansów, jako elementu codziennego życia, ale zna i docenia ich siłę, niezależnie od własnej opinii na ich temat.
W podobny sposób z konwenansami wyższych sfer rozprawił się w “Ferdydurke” Witold Gombrowicz. Jego bohater Józio trafia do majątku ziemskiego swoich krewnych, w którym spędza trochę czasu. Ich obserwacja utwierdza go w przekonaniu, że kultywowane przez nich obyczaje to tylko maska, gombrowiczowska “gęba”, którą utrzymują dla podkreślenia własnej pozycji i jej ważności. Krewni Józia – Hurleccy – na każdym kroku podkreślają, że są ziemianami i oczekują, że będą traktowani zgodnie ze swoim pochodzeniem. Obyczaj w ich wykonaniu to już karykatura, oderwana od swoich korzeni, wykrzywiona przez lata bezrozumnego powtarzania go. Służy on już tylko podtrzymywaniu iluzji tego, że ziemiaństwo różni się od innych warstw społecznych i zasługuje na specjalne traktowanie, w przeciwieństwie do klasy niższej. jest to ich sposób na utrzymanie przy życiu własnego przywileju, jednak obyczaje w ich wykonaniu w niczym nie przypominają dawnych tradycji, opisywanych na przykład w “Panu Tadeuszu” Adama Mickiewicza. Ziemiaństwo za swoje obowiązki uznaje jedynie bycie lepiej sytuowanymi od reszty społeczeństwa, co w nowoczesnym świecie nie ma już racji bytu. Ich tradycje utrzymują iluzję tego, że zajmują się czymś istotnym, co jest usprawiedliwieniem ich istnienia i lepszego sytuowania z samego faktu urodzenia się w danej klasie społecznej.
W obu przytoczonych dziełach, zarówno u Prusa, jak i u Gombrowicza widać, jak zwyczaje i konwenanse powoli stawały się reliktem dawnych czasów i przestawały być praktyczne i zrozumiałe, a zamiast tego służyły już tylko jako kostium dla arystokracji, pomagający podtrzymywać jej swój własny status i oddzielać ją od innych grup w społeczeństwie. Z pewnością wśród obyczajów wciąż znajdą się takie, których kultywowanie może być przydatne, na przykład dla zachowania pamięci o historii narodu, ale w codziennym życiu już od dawna wychodzą one z użycia i stają się niepotrzebnym anachronizmem.