Scrooge długo dochodził do siebie po wizycie trzech zjaw, ale wciąż mocno trzymał się swoich postanowień i starał się być lepszym człowiekiem. Czasami jeszcze z przyzwyczajenia zdarzyło mu się w kantorze burknąć coś do Boba, jednak szybko reflektował się i odpowiadał spokojnie na jego pytania. Sam Bob był zdecydowanie spokojniejszy i bardziej pogodny niż zwykle. Wyższa pensja i zaangażowanie się Scrooge’a w leczenie małego Tima zdjęły z jego ramion największy ciężar, jaki może spotkać rodzica.
Pewnego razu Bob wyszedł wcześniej do domu, ponieważ jedno z jego dzieci miało urodziny. Scrooge został więc sam i starał się szybko uwinąć ze swoimi codziennymi obowiązkami. Myślał bowiem o tym, by wpaść do swojego siostrzeńca na kolację. Ich relacja stała się o wiele bliższa i milsza od czasu, gdy Scrooge wziął udział w jego przyjęciu z okazji świąt Bożego Narodzenia. Widywali się częściej i rozmawiali ze sobą serdecznie.
Scrooge podliczał pilnie pieniądze, ustawiając je w słupkach na biurku, gdy odniósł wrażenie, że ktoś go obserwuje. Podniósł wzrok i zobaczył kobiecą postać, oddalającą się pospiesznie od witryny kantoru. Scrooge odniósł wrażenie, że miała bardzo znajomą twarz i zerwał się pospiesznie zza biurka. Wyszedł na ulicę i zawołał za kobietą:
– Przepraszam bardzo, czy ja czasami pani nie znam?
Powiedział to na tyle głośno, że usłyszała go, mimo dzielącej ich już odległości. Zatrzymała się, przez chwilę chyba się wahała, po czym odwróciła się i podeszła do Scrooge’a.
– O tak – rzekła. – Znasz mnie, ale chyba mnie nie rozpoznajesz.
Jej miły głos uruchomił w pamięci mężczyzny ciąg skojarzeń. Niemożliwe, pomyślał. Po tylu latach? Czyżby to naprawdę była…
– Bella? – zapytał zdumiony. – Co ty tutaj robisz?
– Jakiś czas temu zaczęłam przechodzić tą ulicą do sklepu i zdawało mi się, że cię widziałam – odparła ona, trochę zmieszana. – Potem przyglądałam ci się, próbując najpierw ustalić, czy to naprawdę ty, a potem walczyłam ze sobą, czy się z tobą przywitać. A dziś sam mnie zobaczyłeś.
– Niesamowite – rzekł zdumiony Scrooge. Walczyło w nim wiele emocji – radość, zaskoczenie, lęk i niepewność. Po minie Belli widział, że ona czuje się tak samo.
– Cóż – rzekła ona po chwili milczenia. – Widzę, że spełniłeś swoje marzenia o kantorze i zarabianiu pieniędzy.
– Tak – odparł on. – A ty? Jak Twoje życie?
– Wspaniale. Mam dwójkę wnuków. Tędy chodzę, by kupić ich ulubione cukierki – ożywiła się Bella i zaczęła mu opowiadać o swojej rodzinie, o mężu, o dzieciach, o wnukach, o tym ile ma przy nich pracy, Scrooge zaś słuchał jej uważnie i kiwał głową, w środku czuł jednak straszliwy żal, że to wszystko nie jest ich wspólną historią, którą przecież mogłoby być, gdyby kiedyś był mądrzejszy. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że niektórych rzeczy nie da się już zmienić, pozostaje się z nimi jedynie pogodzić, nawet jeśli człowiekowi chce się od nich płakać.
Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym Bella musiała już iść. Scrooge pożegnał się z nią, wrócił do kantoru, w którym przesiedział bez ruchu i w ciszy kolejną godzinę. Wreszcie wstał, wygasił palenisko, ubrał płaszcz, zamknął starannie drzwi kantoru i udał się na kolację do swojego siostrzeńca, Freda. Do końca dnia miał jednak wrażenie, że stracił coś bezpowrotnie coś bardzo ważnego i cennego.