Dziesięcioletnią Mary Lennox obudziły promienie słoneczne, łaskoczące ją w twarz. Dziewczynka ziewnęła smacznie, przeciągnęła się i przewróciła się na drugi bok. Zastanawiała się przez chwilę nad drzemką, ale wiedziała, że niedługo zapuka do niej Marta, a dzień za oknem zapowiadał się pięknie i szkoda go było marnować na długie spanie.
Mary wstała więc i rozpoczęła poranną toaletę. W jej trakcie, zgodnie z przewidywaniami, do pokoju zapukała Marta, która pomogła dziewczynce przywdziać sukienkę z wiązaną w pasie wstążką i następnie uczesała i zaplotła jej długie włosy. Przez chwilę gawędziły o pogodzie i o tym, co Marta ma dziś do zrobienia oraz o jej młodszym rodzeństwie, po czym Mary zeszła na śniadanie z wujem i Colinem.
Gdy weszła do jadalni, wuja Archibalda jeszcze nie było, ale Colin już pałaszował grzanki. Nigdy nie czekał na innych z jedzeniem, co Mary i ojciec czasami mu wypominali, ale on wytykał im, że zanim oni dotrą do jadalni, wszystko jest już zimne. Było w tym trochę prawdy, zatem kuzynka i pan Craven przestali zwracać uwagę na ten lekki nietakt, którego codziennie rano dopuszczał się chłopiec. Pan Craven powtarzał też, że nic go tak nie cieszy, jak objawy zdrowego apetytu u dzieci.
– Dzień dobry, Mary! – zakrzyknął z pełnymi ustami Colin, gdy tylko dostrzegł kuzynkę. – Widziałaś, jakie mamy dziś wspaniałe słońce? Musimy jak najszybciej iść do ogrodu!
– Dzień dobry, Colinie – odparła z rozbawieniem Mary, nalewając sobie herbaty i nakładając smażone jajka na talerz. – Przełknij najpierw swoją jajecznicę, bo jak się nią udusisz, to nigdzie nie pójdziemy.
Urażony Colin prychnął, rozsiewając wokół siebie drobinki żółtka, ale posłusznie przełknął posiłek i również popił go herbatą. Tymczasem Mary spokojnie zjadała swoje śniadanie, nie reagując na przesadne zniecierpliwienie kuzyna. Wiedziała, że wynika ono ze strachu przed tym, by nie stracić jeszcze więcej czasu. Colin zmarnował wiele lat na leżeniu w łóżku i teraz ze wszystkich sił starał się to nadrobić. Mary jednak uważała, że porządnie śniadanie, zjedzone z odpowiednim spokojem, to fundament udanego dnia. Ogród im nie ucieknie.
Gdy oboje zakończyli już posiłek, pana Cravena wciąż nie było. Czasami lubił sobie dłużej pospać i dziś najwyraźniej przypadł ten dzień. Dzieci zapakowały więc sobie przy pomocy służącej trochę kanapek i zgodnie ruszyły do tajemniczego ogrodu.
O tej porze roku wszystko tam kwitło i zachwycało mnogością kolorów i bujną zielenią. mary czuła zachwyt za każdym razem po przekroczeniu furtki. Uwielbiała to miejsce, a opieka nad nim była czymś, co nigdy jej się nie nudziło. Wiedziała, że Colin czuje się podobnie.
Cały poranek upłynął Mary i Colinowi na wyrywaniu chwastów, pieleniu grządek, przycinaniu krzewów i na okrzykach typu “Och, zobacz! Gniazdko rudzika!”. Następnie z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku udali się na obiad.