Pewnej nocy miałam naprawdę niezwykły sen. Zasnęłam nad książką zatytułowaną „Hobbit, czyli tam i z powrotem” autorstwa Tolkiena i w marzeniach sennych przeniosłam się do opisanej przez niego krainy zwanej Śródziemiem. Nagle i niespodziewanie znalazłam się w Shire, w wiosce zamieszkanej przez hobbitów. Na uwagę zasługuje fakt, że nawet zmniejszyłam się, przez co dorównywałam hobbitom wzrostem i nie wyróżniałam się w ich społeczności. Szybko więc wmieszałam się w tłum i dołączyłam do hobbitów, które wyraźnie coś świętowały. Może były to urodziny jednego z nich?
Wszyscy razem zgromadziliśmy się na sporym placu. Przygotowano tam suty, poczęstunek, serwowano napoje, niektórzy tańczyli do muzyki wykonywanej przez skoczny zespół. Wszyscy świetnie się bawili i chętnie do nich dołączyłam, szybko zadomawiają się wśród tego wesołego ludu. Po jakimś czasie skosztowałam też lokalnych, doskonałych przysmaków i miejscowych napitków – były naprawdę wyśmienite!
Wesołą zabawę przerwał jednak w pewnym momencie dramatyczny okrzyk jednego ze starszych hobbitów – ktoś ukradł beczkę najlepszego piwa, jaka była przyszykowana do podania na zabawie! Hobbici to spokojna rasa, dlatego ten akt wandalizmu wywarł na nich ogromne wrażenie i sprawił, że zamarli, zdjęci trwogą. Szybko jednak wyłonił się zespół ochotników, którzy chcieli odnaleźć złodzieja i skradzioną przez niego beczkę. Dołączyłam do nich, ponieważ byłam bardzo ciekawa, jak sytuacja się rozwiąże.
Zaczęliśmy od sprawdzenia namiotu, w którym miała być przechowywana beczka z piwem. Na ziemi nie widniał po niej odciśnięty ślad, co wskazywało na to, że beczka prawdopodobnie nigdy nie dotarła na zabawę. Szybka dyskusja ujawniła, która rodzina była odpowiedzialna za jej przyniesienie. Przepytaliśmy wszystkich jej członków na temat tego, co mogło się z nią wydarzyć. Wszyscy wskazali, że na zabawę miał ją przynieść senior rodu, zwany przez nich wszystkich Dziadkiem. Sam się zaofiarował i obiecał, że bez problemu uda mu się samodzielnie ją dotoczyć na miejsce zabawy. Uzbrojeni w takie informacje oraz w determinację, udaliśmy się do norki, którą zamieszkiwał Dziadek.
Na miejscu zastał nas niezwykły widok. Dziadek – poznaliśmy go bo bardzo krzaczastych brwiach – drzemał w sobie w najlepsze na ławeczce przed domem. Delikatnie pochrapywał, a na czubku jego głowy przysiadł motylek. Obok niego na ławce stał gliniany kufel, pokryty pianą do piwa, a obok, na ziemi, ustawiono otwartą beczkę z piwem przeznaczonym na zabawę. Bezceremonialnie obudziliśmy Dziadka. Ten, kiedy już zrozumiał, co się dzieje, przepraszającym tonem wyjaśnił, że skosztował przed zabawą piwa, by się upewnić, czy wziął dobrą beczkę. Okazało się być tak dobre, że wypił kilka kufelków, po czym zmorzyła go senność i uciął sobie drzemkę na ławce, w celu wzmocnienia swoich sił. Nie miał pojęcia, że jest już tak późno i wszyscy zastanawiają się, gdzie podziała się beczka. W tym momencie mój sen się urwał, a przygoda dobiegła końca.