Pewnego dnia, w trakcie spaceru ulicami miasta, dostrzegłam niecodzienną sytuację, jaka działa się w jednej z cichych uliczek, odbiegających trochę w bok od głównej drogi. Kotłowało się tam kilka chłopców, było ich kilku, tak że ciężko było zorientować się, co tak naprawdę się tam dzieje, ale nie wyglądało to dobrze. Chyba się o coś kłócili, może bili? Przyglądałam się temu przez chwilę, zastanawiając się, jak tak naprawdę powinnam zareagować – wkroczyć między nich, rozdzielić ich, wzywać pomoc?
W pewnej chwili chłopcy nieco uspokoili się, przez co mogłam zobaczyć, że sytuacja jest ewidentnie nieprzyjemna. Kilku starszych uczniów ewidentnie popychało i wyśmiewało się z młodszego dziecka. Tyle mi wystarczyło, zaczęłam wycofywać się z uliczki, by wezwać kogoś na pomoc, gdy nagle obok mnie przemknęła niewielka sylwetka kolejnego chłopca, który nagle dołączył do grupy wyrostków.
Na początku myślałam, że to kolega tamtych prześladowców i przyłączy się do dręczenie zapłakanego malucha. Jednak myliłam się. Nowy chłopak odepchnął szybko starszego chuligana od dziecka, po czym stanął przed nim, ewidentnie zasłaniając go swoim ciałem, by tamci nie mieli do niego dostępu. Był wyraźnie rozzłoszczony i szybko zaczął krzyczeć:
– Co wy robicie? Co ten mały wam zrobił? Oszaleliście?
– Daj spokój, Felix, bawiliśmy się z nim trochę – odparł najwyższy z wyrostków, przewracając oczami. – Miał fajne książki w plecaku i nie chciał nam pokazać, to go przekonaliśmy do tego.
– Przecież on płacze! – pieklił się dalej Felix. – Tak nie można robić, on się boi, przewróciliście go! Tak wygląda zabawa według was?
Chuligani zaczęli coś mruczeć pod nosem, ja dalej patrzyłam jak zaczarowana. W tym czasie Felix pomógł maluchowi wstać, otrzepał jego spodnie i plecy, które tamten ubrudził, gdy upadł. Dał mu także czystą chusteczkę ze swojej kieszeni, by tamten mógł wytrzeć nos i osuszyć buzię z łez. W tym czasie on pozbierał jego książki, sprawdził, czy nie zabrudziły się i włożył je do porzuconego plecaka. Wyrostki w tym czasie w milczeniu obserwowały jego poczynania, wyraźnie zawstydzone. Mi też było trochę głupio, że od razu nie zareagowałam w ten sposób.
Felix tymczasem doprowadził malucha do porządku i spojrzał surowo na jego prześladowców:
– Więcej macie tak nie robić! Przestańcie straszyć maluchy, bo inaczej sobie porozmawiamy, możecie być tego pewni! – pogroził im jeszcze palcem, wziął dziecko za rękę i razem z nim spokojnie odszedł w przeciwnym kierunku. Słychać jeszcze było, jak zagaja chłopczyka i zachęca go do rozmowy, ewidentnie próbując poprawić mu humor i pocieszyć go po tym nieprzyjemnym wydarzeniu.
Grupa starszych chłopców chwilę jeszcze pokręciła się po uliczce, po czym ruszyli w dalszą drogę. Podobnie ja uczyniłam, myśląc o tym, że najprawdopodobniej byłam świadkiem tego, jak w trudnych sytuacjach zachowuje się znany Felix Polon.